NOWOŚĆ: kurso-trening INTERPUNKCJA W PRAKTYCE

Czy warto próbować nowych rzeczy i jak znaleźć w sobie odwagę

Z tego artykułu dowiesz się m.in.:

• jakie konkretne ćwiczenie pozwoli Ci oswoić lęk przed tym, co nieznane;
• czy studia definiują ścieżkę kariery;
• czy polonistyka wystarczy, aby stać się mistrzem interpunkcji;
• jakie trzy elementy są naprawdę niezbędne, aby Twoja firma zaczęła działać;
• jak znaleźć odwagę do podejmowania decyzji.

„Czy warto próbować nowych rzeczy?” – to pytanie może pojawić się w Twojej głowie nawet wtedy, gdy wiedziesz spokojne, uporządkowane życie. Skoro wszystko wydaje się w porządku, to po co cokolwiek zmieniać? Po co ryzykować i szukać nowych ścieżek, które mogą okazać się wyboiste?

 

Nasza dzisiejsza rozmówczyni to Kamila Wrzask – copywriterka i korektorka. Nie bała się zbaczać z bezpiecznych szlaków i śmiało wkraczała na nowe terytoria. Po kilku latach opieki nad dziećmi rozpoczęła karierę jako copywriterka, a gdy stabilne zatrudnienie w agencji przestało dawać jej satysfakcję, założyła własną firmę. Dzięki temu nie dość, że zarabia dzisiaj na pisaniu, to na dodatek pisze to, co lubi!

 

Jeśli zastanawiasz się, skąd wzięła odwagę do działania i jak wykorzystała nadarzające się okazje, zajrzyj do wywiadu.

 

Przed Tobą:

  • lista najważniejszych wniosków na przyszłość;
  • wideo – jeżeli chcesz obejrzeć rozmowę;
  • artykuł – jeżeli wolisz czytanie.

Spinacz biurowy

Lista najważniejszych wniosków na przyszłość

  • Najbardziej żałujemy tego, czego nie spróbowałyśmy.
  • Nie musisz robić wszystkiego sama – szukaj wsparcia i doceniaj pomoc innych.
  • Zdefiniuj swoje obawy i stań z nimi oko w oko, aby móc je przezwyciężyć.
  • Miej oczy szeroko otwarte, aby nie przegapić okazji – często pojawia się tam, gdzie się jej nie spodziewasz.
  • Pamiętaj, że próbowanie to dawanie sobie szansy na rozwój.

Przed Tobą:

  • lista najważniejszych wniosków na przyszłość;
  • wideo – jeżeli chcesz obejrzeć rozmowę;
  • artykuł – jeżeli wolisz czytanie.

Wersja do oglądania

Wersja do czytania

Ewa Binda: Cześć! Moim i Waszym gościem jest Kamila Wrzask – kobieta o wielu twarzach. Kamilo, proszę powiedz co nieco o sobie, przedstaw się. Myślę, że najlepiej sama to zrobisz.

Kamila Wrzask: Cześć, Ewo. Nazywam się Kamila Wrzask. Przez większość czasu jestem głównie żoną i matką, a w międzyczasie copywriterką, korektorką, autorką najpopularniejszego fanpage’a w mojej rodzinie – Brygida Pląs. I od niedawna jestem właścicielką firmy – Słowa Klucze.

Tyle różnych funkcji, że trudno to wszystko spamiętać. A pewnie jeszcze trudniej je wszystkie połączyć, bo jesteś i korektorką, i copywriterką, zajmujesz się też domem. Teraz założyłaś swoją firmę. W czasie naszej rozmowy będę cię podpytywała o te wszystkie kwestie, bo myślę, że możesz być dla wielu dziewczyn wzorem.

Wiem, że jesteś z wykształcenia polonistką. Spotkałyśmy się po raz pierwszy w moim kursie Misja #Interpunkcja, którego celem jest przygotowanie solidnych interpunkcyjnych fundamentów. Powiedz mi, co polonistka robi w Misji Interpunkcji. Zdawałoby się, że wszystko zostało już powiedziane na studiach.

No właśnie – zdawałoby się. Wiedza, którą wyniosłam ze studiów, była bardzo intuicyjna, więc mniej więcej wiedziałam, gdzie te przecinki mają być, ale dlaczego tam mają być, to już nie miałam pojęcia. Na studiach, niestety, gramatyka była przedmiotem na zasadzie „zakuć, zdać, zapomnieć” – żeby tylko dostać tróję. Najlepiej najpóźniej w drugim terminie, a nie w trzecim. Szukałam rozwiązania, które pomogłoby mi weryfikować umiejętności i wiedzę w pracy copywriterki i korektorki. Zajmowało mi to bardzo dużo czasu, ponieważ musiałam robić to na własną rękę. Nie zawsze wiedziałam, że popełniam błędy, np. do połowy Misji #Interpunkcji zawsze stawiałam w mailach przecinek po „Pozdrawiam” – przepraszam za to wszystkich, którzy przez tyle lat dostawali ode mnie maile z błędnym przecinkiem.

Myślę, że wybaczą. Fajnie, że o tym powiedziałaś, bo zlikwidowałyśmy od razu mit, który być może jest jeszcze żywy wśród osób, które nas oglądają.

Tak, Misja pomogła mi to wszystko uporządkować. Była tam kompleksowa wiedza interpunkcyjna, której nigdy nie dostałam, bo na studiach – z tego co pamiętam – ćwiczyliśmy przecinki. I tylko przecinki. 

interpunkcja to nie tylko przecinki – i myślę, że widać to w Misji. Czyli szukałaś rozwiązania, które pomoże ci zdobyć pewność siebie. Pracowałaś już jako copywriterka i miałaś wrażenie, że tracisz czas na poszukiwanie informacji na własną rękę.

Wiem, że skończyłaś studia: wybrałaś specjalizację dziennikarską. Czy teraz wykorzystujesz to w swoim życiu zawodowym?

Tak, zarówno studia dziennikarskie, jak i kulturoznawstwo, na którym miałam m.in. komunikację kulturową, bardzo pomagają mi w copywritingu. W ogóle cała wiedza dotycząca komunikacji i podłoże kulturoznawcze przydają się w tym zawodzie. Kiedy kończyłam studia, właściwie nie znałam żadnego copywritera i nie wiem, czy taki zawód w ogóle wtedy funkcjonował. 

Minęło kilka lat, odkąd skończyłaś studia. Pewnie szukałaś własnej drogi. Cały czas byłaś bardzo związana ze słowami i językiem – studia polonistyczne, dziennikarstwo. Potem przeszłaś do copywritingu, który być może wtedy jeszcze się tak nie nazywał, być może nie był to popularny zawód. Jak to się stało, że zaczęłaś pisać teksty dla klientów?

Po studiach pracowałam w księgarni, a potem założyłam rodzinę, więc w moim życiu zawodowym kompletnie nic się nie działo. 

Miałaś przerwę przez jakiś czas.

Tak, miałam bardzo długą przerwę. I wchodziłam na rynek pracy właściwie z niczym. Miałam zawód „dziennikarz”, ale nie pracowałam jako dziennikarka. Przeglądając ogłoszenia o pracę – kiedy już wiedziałam, że po prostu potrzebuję wyjść z domu i zająć się czymś innym – zauważyłam ogłoszenie o tym, że w agencji marketingowej interaktywnej (co dla mnie było totalną nowością) poszukują kogoś do pisania reklam Google AdWords. Nie wiedziałam, co to są reklamy Google AdWords, nie wiedziałam co to jest reklama interaktywna…

Nie szkodzi, zgłosiłaś się.

Ale mówię: „To jest coś, co bym chciała robić”. I się zgłosiłam. Oczywiście się nie udało.

Rok później uczestniczyłam w rekrutacji jako pracownik biurowy i kiedy czekałam na swoją kolejkę, rozmawiałam z chłopakiem, który w tym samym budynku prowadził swoją firmę i sprzedawał jeden produkt. Rozmawialiśmy o tym, że kończą mu się już pomysły i nie wie, jak wypromować go w internecie. A ja mówię: „Słuchaj, ja już wiem, co to jest Google AdWords… Ja już wiem co nieco o pisaniu pod SEO, ale nigdy nie mogłam spróbować tego w praktyce. Może moglibyśmy coś razem porobić?”. I tak się zaczęła moja przygoda i tak zaczęłam pisać – przez pół roku pisałam na różne możliwe sposoby o środku do dezynfekcji. Tak się uczyłam copywritingu.

Tyle fajnych rzeczy wynika z twojej opowieści: czasami decyduje przypadek i spotkamy na swojej drodze kogoś, z kim później będziemy współpracować. To była jednak też kwestia twojej proaktywności. Gdybyś nie rozpoczęła tej rozmowy i nie powiedziała, co robisz, co potrafisz, czego chcesz spróbować, to nigdy nie doszłoby do współpracy. Plusem było to, że uczyłaś się fachu na żywym tekście. Przyznajmy, że środek do dezynfekcji to nie jest super sexy temat, ale świetnie, że wykorzystałaś tę okazję do ćwiczenia warsztatu.

To był twój pierwszy klient copywritingowy. Jak to się stało, że dotarłaś do następnych?

Po pół roku pisania o tym środku, który sprzedawałam de facto jako odświeżacz do butów – czyli jeszcze mniej sexy – stwierdziłam, że mogłabym spróbować czegoś więcej.

Zobaczyłam ogłoszenie – znowu poszukiwano pracownika biurowego do agencji marketingowej (innej tym razem). Napisałam mail, że mogłabym spróbować, bo bardzo chciałabym się dowiedzieć, jak taka agencja pracuje, i że marketing w internecie to temat, który chciałabym pogłębiać. Postarałam się przy pisaniu tego maila, a mój szef powiedział mi później, że innych nie chciał już nawet czytać.

Czyli zrobiłaś bardzo dobre pierwsze wrażenie. To bardzo ważne i wiele razy podkreślam, żeby komunikować się z pewnością siebie i gotowością do niesienia pomocy. Nie na zasadzie: „Chciałabym spróbować”, tylko po prostu: „Jestem gotowa dać z siebie wszystko”. I ty byłaś gotowa, a twój szef wyłowił twoją wiadomość i zakochał się w tobie po jednym mailu. Brawo!

Tak. I szybko się okazało, że jako pracownik biurowy jestem kiepska, ale jako copywriter – najlepsza w zespole. I tak się rozwinęła moja kariera.

To pokazuje, że czasami warto wejść do jakiejś organizacji lub agencji, bo gdy już jesteś w środku, zyskujesz możliwości rozwoju i zmiany stanowiska. Tak się stało u ciebie. Robisz to, co chciałaś robić – pewnie nie chciałaś być pracownikiem biurowym, wolałaś pisać.

Wróćmy do momentu, kiedy marzyłaś o wyjściu z domu. Wiem, że masz troje dzieci. Pamiętasz, ile lat spędziłaś, nie pracując zawodowo?

Cztery lata, łącznie z pierwszą ciążą. Miałam dzieci rok po roku, jedno za drugim. Cztery lata właściwie zajmowałam się tylko i wyłącznie dziećmi.

Też miałam taki czas. To było piękne – realizowanie się jako matka – ale już po prostu nie mogłam wytrzymać. Mimo że nie musiałam siedzieć w pieluchach, to nie mogłam się doczekać momentu, aż zacznę robić coś więcej. Doskonale cię rozumiem.

A co robisz teraz? Wiem, że poszerzyłaś swoją ofertę o korektę tekstów. Miałam przyjemność towarzyszyć ci w tej drodze, bo bierzesz udział w programie mentoringowym Słowna Agentka. Jak to się stało, że jako copywriterka poczułaś, że potrzebujesz dużego programu dotyczącego korekty tekstów?

Widząc twoją ofertę, uświadomiłam sobie, że przecież ja to już robię – bardzo dużo moich zleceń polegało na tym, że dostawałam gotowe teksty na strony internetowe i musiałam je zredagować. Była to więc praca typowo korektorsko-redaktorska – nie miałam pustej strony ani nie pisałam od początku, tylko dostawałam bazę, którą musiałam podrasować marketingowo i doprowadzić do językowego ładu.

Czyli wykorzystywałaś swoje znajomości zasad dotyczących SEO i postanowiłaś dodać do tego kwestie językowe. Wypływało to z tego, czego oczekiwali twoi klienci.

Powiedz, co takiego było w mojej ofercie, że pomyślałaś, że tego potrzebujesz. Wiem, że na początku uważałaś, że to nie jest dla ciebie, ale jednak dołączyłaś do pierwszej edycji.

Za pierwszym razem, kiedy zobaczyłam reklamę, pomyślałam: „Kurczę, Ewa stworzyła coś tylko dla korektorek, hm, szkoda”. Potem, właściwie już pod sam koniec przedsprzedaży, weszłam na stronę ofertową i zaczęłam czytać. Okazało się, że było tam bardzo dużo kwestii związanych z marką osobistą, mindsetem i tym całym podłożem biznesowym, też prawnym. I mówię: „Kurczę, ja tego bardzo, bardzo potrzebuję”. Cały czas gdzieś w głowie świtała mi ta myśl, że muszę pomyśleć o czymś swoim.

Praca dla agencji marketingowej jest o tyle ograniczająca, że to nie twoja własna firma – to raz. A dwa – nie mogłam stworzyć własnego portfolio, bo jednak nie pisałam tekstów jako Kamila Wrzask, tylko jako agencja marketingowa. Więc widząc tę ofertę i to bogactwo, stwierdziłam, że idę w to. Chcę mieć to wszystko w jednym miejscu, a nie dowiadywać się na własną rękę i szukać gdzieś na różnych stronach.

Tak, moim celem było zrobienie kompilacji nie tylko językowej, czyli redaktorsko-korektorskiej, ale też biznesowej dla takich osób jak ty, które myślą o założeniu swojej działalności.

Wiem, że poczyniłaś konkretne kroki, bo firma Słowa Klucze narodziła się w trakcie Słownej Agentki. Jest mi bardzo miło.

Opowiedz, jak to się stało, że założyłaś firmę. Czy dalej współpracujesz z agencją marketingową, z którą związałaś się na początku? Czy masz innych klientów?

To może zacznę od początku – dlaczego założyłam firmę już teraz. Planowałam pomyśleć o tym za dwa lata, jak moje najmłodsze dziecko pójdzie do przedszkola, bo stwierdziłam, że wtedy będę miała na to więcej czasu. Ale wydarzyło się kilka rzeczy. Raz, że cały program w Słownej Agentce uzmysłowił mi, że ja już jestem gotowa, że ja to wszystko mam – mam swoją wizję, misję i wiem mniej więcej, jak bym się chciała komunikować.

Poza tym chciałam poszerzyć swoją ofertę o korektę. Utrudnieniem była dla mnie praca na umowy o dzieło, zarówno z agencją marketingową, jak i z innymi klientami, których już pozyskiwałam. To generowało więcej pracy zarówno dla mnie – bo musiałam te umowy przygotowywać – jak i dla moich klientów, którzy musieli je podpisywać, weryfikować, zgłaszać do ZUS-u. Za korektę nie mogłam już wystawiać umów o dzieło, tylko umowy zlecenie. To z kolei tworzyło zbieg tytułów do ubezpieczenia, więc kolejny problem. Poza tym zauważyłam, że klienci bardzo dobrze reagują na wiadomość, że wystawiam faktury VAT.

I to najlepiej z VAT-em 23% na usługi, zwłaszcza jeśli klienci są vatowcami.

Tak, miałam więc dwie możliwości: albo działać w ramach nierejestrowej działalności gospodarczej, w której limitach się nie mieściłam, albo korzystać z usług portali pośredniczących, co też nie bardzo mi się podobało. I myślę, że takim game changerem w tym momencie była dla mnie druga Słowna Agentka.

W ramach zadania, które nam poleciłaś – dobierania się w pary – poznałam osobę, której właściwie szukałam i która dopełniła mojej wizji, bo nigdy nie chciałam pracować w pojedynkę. Moje teksty zawsze oddawałam do weryfikacji mężowi, który owszem, ma oko do różnych literówek, ale na tym kończą się jego umiejętności korektorskie. Miałam więc wsparcie i mam to wsparcie nadal. I to popchnęło mnie do tego, żeby działać już teraz, a nie czekać.

Czyli masz obok osobę, która też profesjonalnie zajmuje się tekstami jako korektorka. Tworzysz teksty jako copywriterka, która patrzy na nie również jako redaktorka i korektorka, a dodatkowo pokazujesz swoje teksty innej Słownej Agentce. Dzięki temu zdejmujesz sobie z ramion ciężar 100-procentowej odpowiedzialności za tekst.

Dodam, że to nieuniknione, że my, korektorki, też czasami przepuszczamy błędy. To coś zupełnie naturalnego. Dlatego zawsze radzę, żeby mieć zaufaną osobę, której można pokazać tekst i umówić się na współpracę. Nie zostajesz wtedy sama.

Tak, poza tym twierdzę i postuluję, i klientów edukuję, że podwójna weryfikacja to jest coś, co robi dobrze każdemu tekstowi.

Czyli tak jak powiedziałaś – możemy w swojej ofercie proponować klientom osobną usługę, jaką będzie korekta wykonana przez drugą osobę. I to jest świetne.

Fajnie, że edukujesz klientów, bo widzę, że niekiedy wydaje się im, że skoro już zapłacą za redakcję, to 100% błędów po prostu zniknie. Wiemy jednak, że wiele usterek nie jest typowymi błędami. A nawet że nie wszystko można nazwać błędami, bo zajmujemy się też kwestiami stylistycznymi, które mają na celu to, żeby tekst był przyjaźniejszy w odbiorze, żeby lepiej się go czytało. To nie są literówki, to nie są błędy ortograficzne, to nawet nie są te błędne przecinki. Ile punktów widzenia, tyle sposobów odbioru tekstu. Dlatego właśnie pomoc męża była bardzo wartościowa, bo spoglądał na twój tekst oczami odbiorcy. Mogłaś uzyskać od niego cenny feedback.

Czy oprócz tego, że mąż zerka na twoje teksty, czujesz jego wsparcie na nowej ścieżce zawodowej? To duża zmiana w waszym życiu – nagle założyłaś firmę, a to wiąże się z różnymi kosztami. To już nie jest działanie na podstawie umowy o dzieło, bo własna firma co miesiąc generuje pewne koszty. Ale mam tu też na myśli twój czas i energię. Czy masz w rodzinie jakieś wsparcie?

Ja mam głównie wsparcie w rodzinie. Myślę, że bez partnerstwa w ogóle nie byłoby to możliwe. Jest takie popularne przekonanie, że wystarczy czegoś bardzo chcieć i działać w tym kierunku, aby to osiągnąć. A ja dodam, że potrzeba do tego drugiej osoby. Bo jednak wydaje mi się, że w pojedynkę nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Ja na pewno bym nic w pojedynkę nie zrobiła.

Mąż udostępnia mi biuro, w którym mogę spokojnie pracować. Mamy elastyczne godziny pracy i możemy je dopasowywać do naszego rytmu – zarówno rytmu rodzinnego, rytmu dnia, jak i naszego rytmu biologicznego w momencie, w którym jesteśmy najbardziej pobudzeni do pracy, najbardziej kreatywni. To jest jedna sprawa.

Druga sprawa – mam ten przywilej, że nie spoczywa na mnie obowiązek utrzymania rodziny, nie muszę się o to martwić. Zakładając swoją firmę, miałam na koncie zabezpieczone środki w razie, jak mi się nie uda. Bo może mi się nie udać. Ja po prostu próbuję i to też jest zasługą tego, że mąż powiedział: „Spróbuj”. Najwyżej się nie uda. Co złego się stanie? Po prostu zamknę działalność.

Masz wsparcie na różnych polach.

Tak. To, że założyłam firmę teraz, zamiast czekać, zawdzięczam wsparciu mojego męża, który cały czas podpowiada, że mam działać i próbować. Rozmawialiśmy o tym, że mogłabym to już zrobić, ale martwiłam się, że musiałabym w tym momencie podnieść stawki. A kiedy podniosę stawki, to agencja marketingowa nie będzie mi w stanie tyle zapłacić. Przez większość czasu pisałam dla niej posty – setki postów miesięcznie. Mąż tak na mnie spojrzał i powiedział: „Zrezygnują z tego i nie będą ci dawać tych postów, no i co?”. A ja na to: „No, kurczę, faktycznie byłoby fajnie, jakbym uwolniła ten czas i pisała to, co naprawdę mi się podoba. I brała udział w projektach, w które chciałabym się bardziej zaangażować”. I faktycznie tak się stało.

Chcę uwypuklić to wsparcie i obecność osoby, która w ciebie wierzy. Mamy w głowie tyle różnych obaw: „Co, jeżeli mi się nie uda? A co, jeżeli moja poduszka finansowa stopnieje i nie będę miała środków na dalszy rozwój? Co, jeżeli podniosę stawki i ktoś ze mnie zrezygnuje?”. Przeszłaś przez to wszystko dzięki wsparciu swojego męża.

Ja też miałam na początku swojej drogi duże wsparcie ze strony partnera. To, że rozpoczęłam pracę w wydawnictwie, nie będąc po polonistyce, też mu zawdzięczam. Ja znalazłam ogłoszenie, ale to on powiedział: „No i co z tego, że nie jesteś po polonistyce, po prostu zgłoś się i spróbuj”. Spróbowałam – i to kompletnie zmieniło całe moje życie zawodowe.

Powiedziałaś, że gdybyś była sama, to mogłabyś tego wszystkiego nie zrealizować. Myślę, że pewnie dałabyś radę, gdybyś była bardzo zmotywowana, ale nie ukrywajmy – bardzo często to głównie na kobietach ciąży obowiązek opieki nad dziećmi. Jeżeli masz troje, to wiadomo, że twoja doba jest ograniczona. Świetnie, że potraficie sobie z mężem pomagać i że masz miejsce, gdzie możesz się zamknąć i pracować w spokoju.

Podniesienie stawek było odważną decyzją. To sprawiło, że odcięłaś pewien element tego, kim byłaś wcześniej – bo nie podpisywałaś się do tej pory pod własnymi tekstami. Hurtowo pisałaś posty i wyczuwam, że to nie dawało ci wystarczającej satysfakcji.

Na co zrobiłaś w ten sposób przestrzeń? Wiadomo, że tworzysz własną markę, więc będziesz teraz częściej występowała pod swoim imieniem i nazwiskiem. Tworzysz też Brygidę Pląs – fanpage na Facebooku. Opowiedz o tym trochę więcej.

Brygida Pląs powstała dlatego, że pracując dla agencji marketingowej, nie mogłam budować swojego portfolio, bo nie miałam własnych klientów. Chciałam pokazać w sieci siebie i to, że potrafię pisać – a przynajmniej że lubię pisać i że chętnie napiszę cokolwiek. Pomysł Brygidy Pląs zrodził się w moje trzydzieste urodziny. Stworzyłam tę postać na bazie Bridget Jones, bo jakoś tak mi się skojarzyła. Z mojego późniejszego badania rynku wynika jednak, że bardzo mało osób kojarzy Brygidę Pląs z Bridget Jones.

Jestem w tej mniejszości – mnie się to od razu skojarzyło.

Tak? No to cieszę się bardzo! To jest taka moja przestrzeń do tego, żeby cieszyć się pisaniem. Nigdy nie pisałam pamiętnika ani nie pisałam do szuflady, bo nie miałam na to czasu. A Brygida mnie do tego zmotywowała.

To też okazja, żeby pochwalić się pisaniem w szerszym gronie dzięki temu, że oznaczam tam różne osoby i coraz więcej osób się o mnie dowiaduje. No i sprawia mi to ogromną frajdę – pisanie typowo pod Brygidę i bawienie się słowem.

Czyli znalazłaś dla siebie wentyl bezpieczeństwa, żeby pisać na luzie, bo Brygida wprowadza różne elementy humorystyczne. Brygida Pląs mówi rzeczy, o których ty, jako poważna copywriterka, nie zawsze mówisz wprost, tak?

Tak, Brygida Pląs mówi to, czego Kamili Wrzask nie wypada powiedzieć.

Myślę, że Brygida Pląs to kolejny przykład tego, że próbujesz różnych nowych rozwiązań. Próbujesz się komunikować mniej formalnie i wykorzystujesz media społecznościowe do tego, żeby promować siebie jako copywriterkę. Cały czas próbujesz – czyli dajesz sobie szansę – i patrzysz, dokąd cię to wszystko doprowadzi. Nie siedzisz w fotelu i nie zastanawiasz się, co by było, gdyby. To ty podniosłaś stawki, to ty zapisałaś się do Słownej Agentki, to ty założyłaś własną firmę. 

Powiedz, jak się czujesz, kiedy postanawiasz powiedzieć nie tylko A, ale też B, C i tak aż do końca alfabetu. Z czego to wypływa? Jak znajdujesz w sobie odwagę, żeby to robić? 

Myślę, że wynika to przede wszystkim z tego, że już jako dorosła osoba – a właściwie całkiem niedawno – uświadomiłam sobie, że mogę się pomylić i mogę popełnić błąd. I to mi bardzo dodało odwagi. Mogę siedzieć grzecznie, żeby tych błędów nie popełniać, ale mogę też próbować – i z tego naprawdę wychodzą cuda. Tak jest od początku mojej drogi zawodowej.

Kiedy siedziałam w domu z dziećmi i koleżanka dała mi cynk, że szukają kogoś do pracy, pomyślałam sobie: „O kurczę, to pewnie na cały etat, a ja nie mogę na cały”. Ale zadzwoniłam i powiedziałam, że mogę tylko na pół. A oni na to: „OK”. I każda kolejna praca (a zmieniałam je dosyć często) polegała na tym, że próbowałam, że nie wiedziałam nic albo tylko troszkę. Ale mówiłam o tym i dostawałam szansę. Cały czas, kiedy pojawia się przede mną kolejne wyzwanie, kiedy coś mi zaświta w głowie i wypowiem to na głos, mój mąż mówi: „Spróbuj”. I próbuję.

Próbowanie jest bardzo ważne. Najwyżej się nie uda, ale jeżeli nie spróbuję, to się nie dowiem. Najczęściej żałujemy tych rzeczy, których nigdy nie spróbowałyśmy. No i co najgorszego może się zdarzyć? W każdej chwili możesz zawiesić działalność lub zamknąć firmę – zawsze możesz zareagować.

Stawiasz sobie jakieś wyzwanie, masz jakieś cele i jeżeli nie uda ci się tam dojść drogą numer jeden, to ty wymyślisz drogę numer dwa. Masz wsparcie, nie jesteś sama, już wiesz, jak się uczyć, szukasz różnych rozwiązań, które przyspieszają twoją drogę do celu.

Bardzo często projektujemy w głowie obawy i negatywne scenariusze, które mogą się wydarzyć. Ale tak naprawdę może nigdy do nich nie dojść. Lepiej otworzyć się na możliwości, które służą rozwojowi. Oczywiście, mogłaś zostać w tym samym miejscu i cały czas pracować na umowy o dzieło, zarabiając jako copywriterka – przecież było ci dobrze. Po jakimś czasie czułaś jednak niedosyt i postanowiłaś coś zmienić. Gratuluję ci odważnych decyzji, bo było ich na twojej drodze bardzo dużo.

Co byś radziła takiej dziewczynie jak ty sprzed kilku lat, która jest w domu z dziećmi i ciągnie ją do pracy zawodowej, ale wciąż ma obawy?

Bardzo proste ćwiczenie, które zresztą sama często robię. Wypisuję sobie wszystkie obawy i to, co najgorszego może się stać. I jak już to mam, to wypisuję rozwiązania – co będzie, jak się to najgorsze wydarzy. Okazuje się, że to najgorsze wcale nie jest takie straszne. Kiedy już mam gotowe rozwiązania i wiem, jakie kroki będę mogła podjąć, to jestem spokojniejsza i mam więcej odwagi, żeby próbować. Daję sobie przestrzeń do tego, że może się nie udać.

Wydaje mi się, że to jest najważniejsze. Bo owszem, gdybym wtedy nie spróbowała, dalej siedziałabym pewnie z dziećmi, nie byłabym copywriterką, nie byłabym autorką Brygidy Pląs. Może dalej pracowałabym w księgarni i właściwie nic by się nie wydarzyło z tych rzeczy, które się wydarzyły. I nie siedziałabym tu teraz.

Bardzo polecam to ćwiczenie, które zaproponowałaś. Pokazuje, że obawy w naszej głowie warto przelać na papier, aby je sobie uzmysłowić i spojrzeć im prosto w oczy. Trzeba im nadać formę i zobaczyć je czarno na białym: z czym się teraz mierzę i czy rzeczywiście nie mam środków, żeby poradzić sobie z ewentualnymi trudnościami. Myślę, że wiele dziewczyn dojdzie do takiego wniosku jak ty: „OK, poradzę sobie, znajdę sposób”.

To nie jest tak, że nagle spadnie lawina tych wszystkich ewentualnych negatywnych wydarzeń. Będziesz szła krok po kroku. Na początku drogi nie widzisz jeszcze szczytu, ale masz cel, wizję i wiesz, dokąd zmierzasz. Po drodze będą się działy różne rzeczy i musisz być na nie gotowa, zwłaszcza jeżeli prowadzisz własną działalność. Dodam, że nie trzeba od razu zakładać własnej firmy. Można działać na podstawie umów zlecenia, założyć działalność nierejestrową – są różne możliwości, których nie było jeszcze kilka lat temu.

Powiedz, gdzie można znaleźć cię w sieci.

Swoimi realizacjami chwalę się oficjalnie na profilu Kamila Wrzask na LinkedInie i na profilu Kamila Wrzask na Facebooku, a w przyszłości na stronie www.słowa-klucze.pl.

Nie szkodzi, że jeszcze nie masz swojej strony internetowej, skoro masz profile w mediach społecznościowych i tam komunikujesz się z klientami. Zresztą pewnie miałaś już jakieś wcześniejsze kontakty, z których teraz korzystasz, masz już pewną bazę klientów. Ale nawet ci nowi mogą do ciebie dotrzeć, niekoniecznie przez stronę.

To, co jest potrzebne, żeby firma działała, to oferta. A oprócz tego klient i konto w banku. Tyle. Strona WWW jest w pewnym momencie świetnym dodatkiem. Nie musi powstać jutro ani za tydzień, to może być za pół roku – twoja firma i tak już funkcjonuje. I mocno trzymam kciuki, żeby przynosiła ci to, czego potrzebujesz.

Obaliłyśmy mit związany z polonistyką i to, że studia nie zawsze w pełni nam się przydadzą. Wiele umiejętności możemy nabyć później, kiedy już zdefiniujemy, czego naprawdę chcemy, i zdecydujemy się spróbować.

Wielkie dzięki za dzisiejszą rozmowę. Możesz być inspiracją dla wielu dziewczyn, bo pokazałaś piękną drogę swojego rozwoju. Zapraszam wszystkich do obserwowania działań Kamili.

Dziękuję bardzo i życzę wszystkim powodzenia.

Kartka

Jesteś gotowa, aby spróbować czegoś nowego, i czujesz, że praca korektorki to coś dla Ciebie?

Zapisz się na listę oczekujących na Słowną Agentkę – to program mentoringowy, podczas którego zadbasz nie tylko o wiedzę językową, lecz także o odpowiednie nastawienie oraz podejście biznesowe i strategiczne w zawodzie korektorki.

Ewa Binda autorka artykułu
Rozmowę przeprowadziła

Ewa Binda

Mentorka korektorek i edukatorka. Bez odważnych decyzji nie byłabym w tym miejscu, gdzie jestem teraz – i wiem, że Ty też możesz to zrobić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *.

Tak, chcę otrzymać prezent!

.

Tak, chcę otrzymać prezent! Cokolwiek.

Tak, chcę otrzymać prezent!

.

Chcesz, żeby Twój tekst był zniewalająco obłędny?
Chętnie przygotuję dla ciebie ofertę.