odbierz prezent na dobry start

Zmiana zawodowa – Emilia Wojciechowska i Ewa Binda

Zmiana zawodowa. Jak poradzić sobie z wyzwaniami

Z tego artykułu dowiesz się m.in.:

• jakie pytania zadać samej sobie, gdy blokady mentalne nie pozwalają Ci działać;
• czy istnieje granica wiekowa, od której nie warto już zabierać się za zmiany;
• czy każda zmiana to rozpoczynanie od zera;
• dlaczego Twój własny mózg usiłuje Cię sabotować;
• co odpowiedzieć babci, która radzi, żeby „znaleźć wreszcie normalną pracę”;
• czy zagraża Ci syndrom oszusta.

Nieważne, czy masz 20, czy 40 lat. Nieważne, czy dopiero zaczynasz karierę zawodową, czy zjadłaś już zęby w swojej branży. Trudne pytania nic sobie z tego nie robią i wpadają bez zapowiedzi w najmniej odpowiednich momentach: „Czego tak naprawdę chcę?”, „Czy ja w ogóle się do tego nadaję?” „Czy mogę jeszcze cokolwiek zmienić?”.

Jeśli i Ciebie obezwładniają podobne wątpliwości, to wiedz, że właśnie znalazłaś się w dobrym miejscu. Emilia Wojciechowska – coachka i trenerka mentalna oraz ekspertka w programie Słowna Agentka – podpowie Ci, jak rozprawić się ze szkodliwymi przekonaniami, usunąć blokady wewnętrzne i odesłać syndrom oszusta do kąta.

Może właśnie w tej rozmowie znajdziesz tę jedną myśl, dzięki której ruszysz pewnym krokiem w kierunku upragnionej zmiany?

Spinacz biurowy

Lista najważniejszych wniosków na przyszłość

  • To OK spróbować, a potem stwierdzić, że się wycofujesz.
  • Zdefiniuj wytrwałość jako konsekwentne szukanie szczęścia, a nie kurczowe trzymanie się decyzji z przeszłości.
  • Można być wytrwałym i zmieniać zdanie.
  • Każdy ma prawo do popełniania błędów (nawet korektorki!).
  • Pewność siebie nie jest wrodzona – to efekt codziennej praktyki.

Przed Tobą:

  • wideo – jeżeli chcesz obejrzeć rozmowę;
  • artykuł – jeżeli wolisz czytanie.

Wersja do oglądania

Wersja do czytania

Ewa Binda: Cześć! Naszym dzisiejszym gościem jest Emilia Wojciechowska – jedna z ekspertek w programie Słowna Agentka. Zaprosiłam ją, bo gorąco wierzę, że wiele naszych decyzji wynika z tego, co myślimy. I właśnie o tym będziemy dzisiaj rozmawiać.

Emilia Wojciechowska: Cześć, Ewa! Bardzo mi miło.

Przedstawiasz się jako trenerka mentalna biznesów online. Co to właściwie oznacza?
Pracuję z właścicielkami i właścicielami (choć głównie z właścicielkami) biznesów, które hulają już całkiem dobrze, ale mogłyby hulać jeszcze lepiej. Śmieję się, że pracuję z biznesami od głowy strony. Nie układamy strategii ani nie zastanawiamy się, jak by tu coś wypromować, ale pracujemy nad tym, co siedzi w naszej głowie i co blokuje nas przed odważnymi działaniami – przed wejściem na kolejny etap w biznesie lub rozpoczęciem czegoś nowego, np. zrobienia kursu online lub nagrywania rolek na Instagramie.

Każdy ma taki etap, na który chciałby wejść, ale coś go blokuje. Sprawdzamy więc, co w tej głowie siedzi, i staramy się usunąć lub zmniejszyć blokady, żeby można było działać.

Czyli odblokowanie tego, co siedzi w głowie, pozwala na podjęcie odważnych decyzji i spełnienie celów oraz marzeń. Jeżeli ktoś marzy np. o zmianie zawodowej albo o wypuszczeniu nowego produktu, to trzeba zacząć od środka, czyli od prawdziwego powodu, który go blokuje.

Tak. I to bywa bardzo frustrujące, bo taka osoba dochodzi do wniosku: „Hej, tak naprawdę to nic mi nie stoi na przeszkodzie – mam czas i zasoby, żeby to zrobić, ale tego nie robię. Dlaczego?”.

To straszne, gdy zaczynamy kopać pod sobą dołki i mówimy, że jesteśmy beznadziejni, że się do niczego nie nadajemy. A tak naprawdę trzeba zobaczyć, co siedzi tam w głębi, i z tym popracować.

Ponieważ mogą nas oglądać dziewczyny, które są na przeróżnych etapach w swoim życiu, chciałam poruszyć trzy główne tematy.

Zacznijmy od dziewczyn, które dopiero niedawno pomyślały o tym, aby zmienić coś w swoim życiu, i rozważają korektę tekstów. Załóżmy, że są to osoby bez żadnych wcześniejszych doświadczeń, bez wykształcenia polonistycznego (które może wydawać się niezbędne) oraz bez wsparcia rodziny lub znajomych.

Co powinna zrobić osoba czująca potrzebę zmiany, gdy w jej wnętrzu pojawiają się blokady? Docierają do niej też głosy z otoczenia: że to bez sensu, że lepiej pozostać tam, gdzie jest, i niczego nie ruszać, bo może runąć jakaś misterna układanka. Co byś jej radziła?

To bardzo trudna sytuacja, a nakładanie się blokad wewnętrznych i zewnętrznych jest najczęściej spotykane. Jeśli jesteś teraz w takiej sytuacji, to wiedz, że jestem z Tobą i trzymam kciuki. Wiem, przez co przechodzisz, bo też miałam wiele takich momentów, kiedy trzeba było iść na przekór wszystkiemu i wszystkim.

W pierwszej kolejności upewnij się, że to dla Ciebie właściwa droga. Oderwij się od tego, co mówią inni, i zapytaj samą siebie: „Czy to jest właśnie to, co chcę robić? Dlaczego chcę to robić? Dlaczego brzmi to dla mnie atrakcyjnie? Czy wiem, z czym to się wiąże? Czy po prostu gdzieś to zobaczyłam i pomyślałam, że to MOŻE być fajne? Czy dowiedziałam się o tym zawodzie wystarczająco, aby stwierdzić, że to jest właśnie coś dla mnie?”.

Nie zatrzymuj się na etapie pierwszego zachwytu i nie rzucaj wszystkiego, żeby za nim podążać. Zastanów się spokojnie, czy masz do tego predyspozycje i czy to jest coś, co Cię rzeczywiście interesuje. Czy dowiedziałaś się, jak faktycznie wygląda ten zawód? Czy praca przez kilka godzin przed komputerem i wpatrywanie się w literki, ogonki i kreseczki to jest naprawdę coś, co jesteś w stanie robić? Niektóre osoby dojdą do wniosku: „Kurde, nie wysiedziałabym”. Jeśli Ty jednak wiesz, że wysiedzisz, to możemy przejść dalej.

Powiedziałaś, żeby ta osoba sama odpowiedziała sobie na pytanie, czy się do tego nadaje. Tak naprawdę nikt nie da nam gwarancji, że będziemy się w tym dobrze czuły. Nawet jeśli lubię pracę z domu przy komputerze, to przypomina to jednak wróżenie z fusów, dopóki nie zacznę mieć do czynienia z prawdziwymi tekstami i z prawdziwymi klientami.

Możesz znać swoje predyspozycje, upodobania i mocne strony. Możesz czuć, że chcesz się znaleźć po drugiej stronie mostu, ale wciąż nie robisz tego kroku. Dlatego zachęcam, żeby jednak wejść na ten most.

Niewykluczone, że poczujesz się dobrze po drugiej stronie, chociaż nikt nie da Ci takiej gwarancji. Będziesz już jednak wiedziała, jak ten most wygląda i dokąd prowadzi. I podejmiesz świadomą decyzję: „OK, spróbowałam, ale to nie dla mnie”.

Czy lepiej spróbować i się sparzyć, czy lepiej nie spróbować i pozostać bezpiecznie tam, gdzie jesteśmy? To pytanie z tezą i chyba wiem, co powiesz. 😊

Można też nie spróbować i żałować. To dotyczy każdej zmiany życiowej, a szczególnie zawodowej: dopóki nie spróbujemy, to nie będziemy na 100% pewne, że coś jest dla nas.

Wielu ludzi czeka, aż osiągnie tę 100-procentową pewność i gotowość do zmiany, ale to nie przyjdzie. Nie spłynie nagle jakaś łaska z nieba.

Nie ma absolutnie nic złego w tym, że spróbuję i stwierdzę, że to nie dla mnie. To cenna informacja, bo zyskuję jeszcze więcej wiedzy o sobie. Dzięki temu mogę np. skreślić inne potencjalne wybory.

Próbowanie i wycofywanie się często widzimy w kategoriach porażki: „Jak zwykle jestem beznadziejna, bo wydawało mi się, że to będzie super, a jednak nie jest”. A jeśli ktoś próbował w życiu kilku różnych zawodów, to już w ogóle myśli o sobie: „Nie, ja to jestem totalną porażką”.

A to jest po prostu zbieranie informacji.

Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach jest to coraz łatwiejsze. Łatwiej jest nam próbować swoich sił w różnych branżach i zawodach, tym bardziej że dużo pracy przeniosło się do Internetu. Nie musimy przeprowadzać się za zarobkiem na drugi koniec kraju czy za granicę. Możemy próbować, nie ruszając się z miejsca, i to jest super.

Najczęściej żałujemy tego, czego nie zrobiłyśmy. Gorąco zachęcam do tego, aby próbować i zbierać doświadczenia, bo tylko to rozwieje wątpliwości.

Nikt inny – żadna koleżanka, żadna mentorka, żaden przyjaciel, nawet najlepszy, nawet znający cię od podszewki – nie jest w stanie dać Ci odpowiedzi na pytanie, czy się do czegoś nadajesz.

Wiele osób myśli, że skoro podjęło się jakąś decyzję – dotyczącą np. kierunku studiów – to już koniec i trzeba być wytrwałym. Wytrwałość jest postrzegana jako cecha bardzo pozytywna. Mówimy, że prawdziwy sukces przyjdzie dopiero wtedy, kiedy będziesz wytrwale dążyć do celu. Nie możesz się poddawać.

Co zrobić, jeżeli mamy pracę lub studia, które nie dają nam radości, ale chcemy być wytrwałe? Chcemy być zgodne ze sobą i skoro kiedyś powiedziałyśmy A, to teraz cały czas mówimy B, mimo że mamy już tego dość. Czy decyzje podjęte w przeszłości przekreślają zmiany? Czy naprawdę każdy może spróbować? Czy trzeba zwrócić uwagę na coś szczególnego? Czy ta decyzja zależy tylko od nas?

To smutne, że wytrwałość jest przedstawiana w ten sposób: jak już coś wybrałaś, to się tego trzymaj. Jeśli zmienisz zdanie, to pokażesz, że jesteś niezdecydowana, słaba itd. A gdyby tak budować wytrwałość w poszukiwaniu szczęścia?

Rzucam wielkim słowem – bo „szczęście” to wielkie słowo. Jeśli zdefiniujemy wytrwałość jako szukanie tego, co jest dla mnie dobre, co sprawia mi radość i co daje mi satysfakcję, to nie będę patrzyła kategoriami, że skoro skończyłam jakieś studia, to muszę wykonywać zawód zgodny z wykształceniem. Stwierdziłam, że to nie jest zawód dla mnie i WYTRWALE szukam czegoś, co da mi szczęście, spełnienie i satysfakcję zawodową.

Można być wytrwałym i zmieniać kierunek działania. We współczesnym świecie jest tyle nowych możliwości, że właściwie nie ma sposobu, żeby przez całe życie pracować w jednym zawodzie. Świat się zmienia, a z nim wymagania pracodawców i rynku. Dziś coś, co kiedyś było normą i do czego nasi bliscy byli przyzwyczajeni, jest już przestarzałym podejściem. Mimo to rodzice i dziadkowie wciąż radzą nam z troską, żebyśmy lepiej zostali tam, gdzie jesteśmy.

Ty pozostań jednak wytrwała w poszukiwaniu tego, co jest dla Ciebie dobre.

Jest wiele osób myślących w ten sposób: „OK, to może jest dobre dla dziewczyn, które mają 20, 30, nawet 40 lat. Ale ja zbliżam się już do pięćdziesiątki”. Czy dążenie do szczęścia ma jakieś granice wiekowe?

Jest kilka takich zawodów. Jeśli w wieku 50 lat wpadniesz na pomysł, żeby zostać lekarzem, to już go raczej nie zrealizujesz. To wymaga 10 lat edukacji, więc zastanie Cię emerytura i nawet nie zdążysz porządnie praktykować tego zawodu. Ale takich przypadków jest naprawdę niewiele.

Przykład z czasów, kiedy zajmowałam się coachingiem kariery, świetnie pokazuje, jak bardzo siedzi to jednak w naszej głowie.

Przyszła do mnie dziewczyna lat 22, po samym licencjacie. Stwierdziła, że jest już za późno na zmianę w życiu zawodowym, bo skończyła konkretny kierunek studiów, więc musi kontynuować obraną ścieżkę kariery.

Nawet z perspektywy dwudziestokilkuletniej dziewczyny może się wydawać, że to koniec. Znam osoby w wieku 40 plus, nawet 50 plus, które dokonywały zmian zawodowych, a znam osoby 20 plus, które twierdziły, że jest już za późno.

Musimy wziąć też pod uwagę różne warunki i wydarzenia w życiu, które nie zawsze pozwalają na wielkie zmiany – to jest zawsze kwestia indywidualna. Ale naprawdę spotykałam osoby, które mogły coś zmienić, i tylko blokujące przekonania sprawiały, że nie szły za głosem serca.

Skojarzyło mi się to z pojęciem utraconych kosztów. Czasami możemy bać się właśnie tego, co stracimy, bo zainwestowałyśmy w coś dużo czasu, pieniędzy i energii.

Gdy nagle decydujemy się na zmianę, to tak, jakbyśmy to wszystko utopili. Możemy się wtedy zastanowić: „OK, co stracę, jeżeli wciąż będę nieszczęśliwa i nie odważę się spróbować?”. Czy to pomoże w podjęciu decyzji?

Jeśli myślimy o tej 22-latce, to miała przed sobą 40–45 lat życia. To jest pół wieku! A poświęciła na razie 4 lata plus przygotowanie do matury. Trzeba więc spojrzeć na drugą stronę medalu: „Ile mogę stracić, jeśli teraz nic nie zmienię?”.

Jako coachka kariery przygotowywałam z klientami CV. Zawsze prosiłam o dokładny spis doświadczeń, kursów i wszystkiego, co wydarzyło się w życiu zawodowym. Czasem zdarzał się ktoś, kto zupełnie zmieniał zawód, i stwierdzał: „To jest niepotrzebne, przecież ja przechodzę do innej branży”. No nie, Ty nie zaczynasz z czystą kartą: masz już doświadczenia i zasoby, z których możesz korzystać. Nie zaczynasz od zera.

To prawdziwe zwłaszcza w życiu korektorki. W Słownej Agentce wiele razy podkreślam, że to, co robiłaś wcześniej, wzbogaca Twoją ofertę. Wszystkie kursy, szkolenia i studia stanowią ogromny potencjał. Możesz się dzięki nim wyróżnić. Nie przekreślamy tego, co było, tylko otwieramy furtkę na to, co jeszcze nas czeka.

 Co zrobić, jeżeli brak nam wsparcia w domu, chociaż już postanowiłyśmy: „Spróbuję”? Te zewnętrzne głosy są przecież dla nas bardzo ważne, bo szukamy akceptacji, zwłaszcza w najbliższym środowisku. Jak sobie z tym poradzić?

Zrozumieć, skąd to się bierze. Rodzice czy dziadkowie mają najczęściej jeden konkretny obraz życia zawodowego – bezpiecznego, w jednym miejscu, ze stałą pensją. Kiedy więc „wymyślasz” sobie, że założysz własny biznes, że będziesz freelancerką lub korektorką, to według ich standardów jest to totalna rewolucja. Dlatego chcą cię ustrzec przed potencjalnym błędem.

Trzeba to zrozumieć i wytłumaczyć im, że wiesz, co robisz.Wyjaśnić, że zrobiłaś research i sprawdziłaś, czy to będzie coś dla Ciebie. I zadać bliskim pytanie: „Mamo/dziadku/partnerze, czy zależy Ci na moim szczęściu? Bo właśnie to da mi szczęście”.

Najlepiej logicznie wytłumaczyć, skąd taki pomysł, i pokazać, że to nie fanaberia. A potem powiedzieć: „Rozumiem, że nie rozumiesz, ale proszę Cię o wsparcie”.

Mimo że jest to troska, to wpływa negatywnie na nasze samopoczucie. Dlatego najlepiej porozmawiać, aby znaleźć kompromis i aby ta osoba pozwoliła nam spróbować.

Załóżmy, że ktoś dołączył do jakiegoś kursu, zaczął studia albo uczy się na własną rękę i widzi przed sobą ocean wiedzy. Czuje się przytłoczony. Albo sporo się już nauczył, ale okazuje się, że jest tego wciąż więcej i więcej. Co zrobić w takim momencie? Zwiać czy usiąść i się rozpłakać, a potem iść do przodu?

Można i tak. 😊

Ucząc się czegoś nowego, chcemy chłonąć wszystko i działamy na haju nowości, zmiany. Nauka przychodzi łatwo i zauważamy szybkie postępy. Potem otwiera się ocean możliwości – mogę iść w tym kierunku, mogę się jeszcze tego nauczyć, mogę pójść na kolejny kurs. A tak w ogóle to chyba nic nie wiem, bo okazało się, że moja wiedza to tylko wierzchołek góry lodowej. Pasuje tu sokratejskie „Wiem, że nic nie wiem”, bo wyraża również pokorę.

Po kursie weekendowym nie zacznę od razu szkolić innych, ale mogę już wykonywać pewną usługę na podstawowym poziomie i jednocześnie wciąż się uczyć. I to jest fantastyczna wiadomość: możesz cały czas pogłębiać swoją wiedzę.

Jeśli więc czujesz się przytłoczona, daję Ci pełne przyzwolenie – możesz się rozpłakać. Ale wiedz, że to minie. Możesz znaleźć swoją niszę i wcale nie musisz wiedzieć wszystkiego. Świetny przykład to lekarz – najpierw uczy się medycyny ogólnej, ale później wybiera specjalizację. Jeśli przyjdziesz do niego z problemem, na którym się nie zna, to nie będzie niczego wymyślał ani na szybko wertował przy Tobie książek. Po prostu odeśle Cię do innego specjalisty. Ty też możesz tak robić.

Nadejdzie moment, kiedy stwierdzisz, że umiesz już bardzo dużo, a jednocześnie prawie nic. 😊 To normalne, bo właśnie w ten sposób się uczymy. Ucz się więc dalej i szukaj swojej drogi. I niech Cię to nie przytłacza. Powiedz sobie: „Dobrze, że jest jeszcze tak dużo do nauki, że tak dużo jeszcze nie wiem, bo mogę się ciągle rozwijać”.

Tak, zawód korektorki jest idealny dla osób, które lubią się rozwijać. Każdy tekst daje nam powody, żeby nieustająco zerkać do słownika lub do poradni językowej, żeby konsultować terminy specjalistyczne. To zawód dla osób, które lubią drążyć i stawiać pytania.

Nie musisz od razu robić redakcji, gdzie poprawki są głębsze. Możesz zacząć od korekty, czyli pracy na tekście, który został już sprawdzony przez kogoś innego. Możesz więc działać stopniowo.

Nauka to nie linia, która biegnie gdzieś daleko, a kontakty z klientami pojawią się dopiero wtedy, kiedy ta linia dotrze do mety. I nie wiadomo, kiedy to się wydarzy – może za 5 lat, a może po 10 kursach.

Bardzo zachęcam dziewczyny do „przedsprzedaży”: żeby już docierać do klientów i pomagać im, gdy się znajdą. Doświadczenie najlepiej zdobywa się dzięki pracy na prawdziwych tekstach.

Decyzja o starcie powinna płynąć z serca. Nikt z zewnątrz nie powie Ci: „Tak, jesteś gotowa”. To Ty musisz do tego dojrzeć.

Wiem, że to trudne, gdy widzimy przed sobą ocean wiedzy i wiemy, czego nie wiemy. Ale niech to nie blokuje nas przed pomaganiem klientom.

Przypomina mi się, co powiedział nam prowadzący na studiach coachingowych. Byliśmy przerażeni, że mamy wyjść do prawdziwych klientów i zacząć im pomagać. A on powiedział: „Spokojnie, nie prowadzicie operacji na otwartym mózgu”.

W pewnym sensie pracujemy z mózgiem, bo pracujemy z psychiką, a to jest delikatna materia. Jeden niewłaściwy ruch nie sprawi jednak, że np. odłączymy komuś ośrodek mowy. Zawsze możemy się wycofać, dopracować coś albo odesłać daną osobę do innego specjalisty. W korekcie jest podobnie – nie prowadzisz operacji na otwartym mózgu, tylko na tekście. Tekst się nie wykrwawi, jak źle postawisz przecinek, i zawsze możesz go poprawić.

To się pięknie wiąże z bardzo częstą obawą: „A co, jeżeli przeoczę jakiś błąd? Jeżeli dam z siebie wszystko, a mimo to w tekście będą błędy i ktoś je zobaczy? Moja kariera będzie pozamiatana!”.

To jest w naszym zawodzie bardzo silny lęk.

Co doradziłabyś osobie, która jest nim tak sparaliżowana, że sprawdza 5 razy ten sam tekst i przesuwa moment odesłania go, bo cały czas ma wrażenie, że można by lepiej? To zresztą prawda – często jest tak, że można lepiej. Jak więc postawić granicę samej sobie i przestać bać się błędów? Nasz zawód jest pod tym względem specyficzny, bo polega właśnie na usuwaniu błędów. Co zrobić, jeśli jednak stanie się nieuniknione i pojawi się jakiś błąd?

Właśnie – nieuniknione. Myślę, że ważne jest zrozumienie, że choćby nie wiem co, błędy i tak będą się pojawiać – czasami czegoś nie zauważysz, czasami pojawi się jakaś supernietypowa sytuacja, a innym razem da o sobie znać zmęczenie po kilku godzinach patrzenia w ekran.

Zrozumienie, że błędy tak czy siak będą się pojawiać, jest uwalniające. I to jest OK. Może to dotyczyć każdego zawodu – w medycynie zdarzają się niewłaściwe diagnozy, a czasem po wizycie u fryzjera wyglądamy okropnie. Błędy zdarzają się nawet najlepszym, nawet osobom z ogromnym doświadczeniem – to jest po prostu ludzkie. Tylko robot nie zrobiłby błędu, ale musiałby być naprawdę zaawansowany, żeby wyłapać te wszystkie niuanse językowe. Może niektórzy obawiają się, że niedługo sztuczna inteligencja przejmie rolę korektorów – ale nie sądzę, aby tak się stało.

Myślę, że nie. Korektory online są w stanie wyłapać jakieś literówki, trochę błędów interpunkcyjnych czy ortograficznych, ale jeżeli chodzi o styl, komunikat i dostosowanie tekstu do odbiorcy, to na szczęście nie jesteśmy jeszcze zagrożone.

Ale nawet zaawanasowanego robota ktoś musiał wcześniej zaprogramować, więc był do tego potrzebny człowiek, który może się mylić. I wręcz nie „może”, ale on „na pewno” się myli, bo nie jesteśmy nieomylni.

Dobrym rozwiązaniem jest działanie w parach – można zaproponować klientowi, że otrzyma podwójną korektę lub Twoją redakcję i korektę Twojej koleżanki. Chodzi o to, żeby co najmniej 2 osoby spojrzały na tekst.

Z doświadczenia powiem, że najlepiej pracowało mi się przy projektach z rozbudowanym procesem wydawniczym. Nie zostawałam sama z tekstem i byłam pewna, że jeżeli coś przegapię – a było to bardzo prawdopodobne i się zdarzało – to otrzymam wsparcie.

Zachęcam, żeby zdjąć sobie trochę ciężaru z ramion i poprosić innych o pomoc. I pamiętajmy, że błędy są nieuniknione.

To wszystko bardzo wiąże się z syndromem oszusta. Wiele moich kursantek ze zdziwieniem odkrywało istnienie czegoś takiego. Stwierdzały nawet, że ta świadomość to krok milowy w ich rozwoju, nie tylko zawodowym.

Czy mogłabyś powiedzieć coś więcej o syndromie oszusta? Jak się objawia? Jak możemy sobie z nim radzić, szczególnie w zawodzie korektorki, w którym wymagana jest od nas bezbłędność lub tak się nam przynajmniej wydaje?

Tak, syndrom oszusta to bardzo przebiegłe zjawisko. Podkreślam – zjawisko psychologiczne, a nie żadne zaburzenie. Czasami nie wierzymy we własne osiągnięcia lub możliwości i nie czujemy się pewnie w obszarze, w którym jesteśmy ekspertkami. Czasami boimy się nazwać specjalistkami. Z jednej strony – bo przecież nie wiemy wszystkiego. Z drugiej – bo nie do końca wierzymy, że to rzeczywiście my zapracowałyśmy na to, co osiągnęłyśmy. Mamy wrażenie, że po prostu nam się poszczęściło, i dziwimy się, dlaczego inni nas chwalą, skoro tak naprawdę na niczym się nie znamy. Pojawia się poczucie, że zaraz ktoś odkryje, że jesteśmy oszustkami, i nagle cały świat to zobaczy.

To poważne zjawisko, które może dotknąć nawet 70% populacji. Borykałam się z nim i ja, borykają się gwiazdy filmu, sportu i biznesu. Wiele osób na całym świecie publicznie się do tego przyznaje. Można powiedzieć, że prawie każdy z nas przynajmniej raz w życiu – szczególnie w sferze zawodowej – poczuje, że oszukał ludzi i przypadkowo zdobył wszystkie swoje osiągnięcia. To jest o tyle niebezpieczne, że obniża pewność siebie i poczucie własnej wartości. Może też stać się blokadą przed działaniem, bo nie chcemy znowu kogoś oszukać.

Jeśli czujesz, że masz podobnie, to może być właśnie syndrom oszusta. Wiedz, że to jest nieprawdziwe. Bądź pewna swoich mocnych stron i działaj w obszarze, w którym jesteś dobra. Możesz wykonać testy na mocne strony, np. test Gallupa, czyli StrenghtsFinder. Uświadamiaj sobie swoje osiągnięcia, czyli notuj wszystko to, co Ci dobrze wyszło. Możesz codziennie zapisywać swoje sukcesy na dowód tego, że nikogo nie oszukujesz: „Proszę, tutaj mam dyplomy, dokonania i opinie klientów. Mój własny mózg nie będzie mi wmawiał, że oszukuję cały świat!”. 😊

Dlaczego nasz mózg tak mówi? Dlaczego nas sabotuje?

Powody są różne i źródeł można szukać np. w dzieciństwie – mówię o tym szerzej w lekcji w Słownej Agentce. Mózg, podobnie jak nasi bliscy, ma dobre intencje i chce nas ostrzec lub uchronić przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Tym niebezpieczeństwem może być porażka lub negatywna ocena. Nasz mózg woli, żebyśmy wycofały się na wszelki wypadek i uniknęły nieprzyjemnych uczuć.

Czyli zamyka nas w bezpiecznym kokonie, gdzie robimy to, co robiłyśmy. Ale robiąc cały czas to samo, nie będziemy się rozwijać.

Chciałam jeszcze dodać, że w zawodzie korektorki nie ma osoby, która wie wszystko. Najważniejsza jest wiedza, jak korzystać ze źródeł, gdzie szukać odpowiedzi, kogo poprosić o wsparcie. Nikt nie ma w głowie wszystkich reguł i po to są słowniki, aby poradzić sobie z tym wszystkim.

Na tym zakończymy naszą rozmowę, chociaż mogłybyśmy rozmawiać do północy. Twoje lekcje dotyczące nastawienia i przekonań związanych z finansami trwają w Słownej Agentce kilka godzin!

Powiedz, gdzie można Cię znaleźć. Wiem, że prowadzisz podcast, do którego zapraszasz gości.

Najszybciej znajdziecie mnie na stronie emiliawojciechowska.com. Jest tam blog, podcast i wszelkie informacje o mnie. Podcast Niezarobiona jestem znajdziecie w swojej ulubionej aplikacji do słuchania podcastów. Jeśli chodzi o bliższy kontakt, to jestem na Instagramie, na koncie @niezarobionajestem. Dzielę się tam wskazówkami i ciekawostkami.

Dodam jeszcze coś bardzo ważnego – często wydaje się nam, że niektórzy urodzili się pewni siebie. Najważniejsza myśl, którą wyniosłam z Twoich lekcji, to że pewność siebie jest czymś, co ćwiczymy CODZIENNIE. To jest nieustająca praca. Korzystajcie z wiedzy, którą dzieli się Emilia. Idźcie przed siebie i szukajcie wsparcia, żeby codziennie trenować pewność siebie.

Kartka

Bycie korektorką nie kończy się na wertowaniu słowników i poskramianiu przecinków – oprócz tego czeka Cię nieustanna praca nad sobą.

To dlatego w programie mentoringowym Słowna Agentka proponuję Ci, aby uporządkować nie tylko reguły gramatyczne, ale również Twoje wewnętrzne przekonania.

Kliknij grafikę poniżej i zobacz, jak zmieniło się życie uczestniczek Słownej Agentki.

Co się zmieniło po Słownej Agentce
Ewa Binda autorka artykułu
Rozmowę przeprowadziła

Ewa Binda

Po latach pracy w zawodzie korektorki i redaktorki postanowiłam podzielić się zdobytym doświadczeniem i spełniam się dziś jako edukatorka i mentorka.

Stworzyłam kursy, e-booki i program mentoringowy, dzięki którym przyszłe korektorki zyskują nie tylko wiedzę językową, ale przede wszystkim – wiarę w siebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *.

Tak, chcę otrzymać prezent!

.

Tak, chcę otrzymać prezent! Cokolwiek.

Tak, chcę otrzymać prezent!

.

Chcesz, żeby Twój tekst był zniewalająco obłędny?
Chętnie przygotuję dla ciebie ofertę.