Przed Tobą:
- lista najważniejszych wniosków na przyszłość;
- wideo – jeżeli chcesz obejrzeć rozmowę;
- artykuł – jeżeli wolisz czytanie.
Wersja do oglądania
Wersja do czytania
Ewa Binda: Cześć, moim dzisiejszym gościem jest Agnieszka Kowalska – coachka i ekspertka w programie Słowna Agentka. To ona przygotowała lekcje dotyczące tworzenia wizji w małym biznesie – często jednoosobowym – i ogarniania rzeczywistości, kiedy mamy wiele na głowie. Proszę, powiedz coś o sobie.
Agnieszka Kowalska: Cześć, bardzo mi miło. Jestem coachką, przedsiębiorczynią i w dużym skrócie można powiedzieć, że pomagam kobietom zorganizować pracę i życie tak, żeby miały czas spełniać marzenia i realizować swoje pasje – czy to prywatne, czy zawodowe. Zajmuję się planowaniem, sprytną produktywnością, budowaniem skutecznych nawyków, ale też rozwijaniem pewności siebie i wydobywaniem pełni swojego potencjału.
Czyli pomagasz wydobyć te wszystkie cechy, które są mile widziane u osób prowadzących własne biznesy lub tych, które zamierzają je założyć.
Powiedziałaś i o nawykach, i o produktywności, i o stawianiu granic. Dzisiaj chciałabym się skupić na tym, jak pogodzić życie prywatne z życiem zawodowym, ale jestem pewna, że pojawią się też dodatkowe tematy.
Załóżmy, że mamy do czynienia z osobą, która dopiero stawia pierwsze kroki w nowym zawodzie – pracuje na etacie i zajmuje się korektą po godzinach, w ramach umów zlecenia. Jak to zrobić, żeby móc wykonywać tę pracę dodatkową po całym dniu pracy na etacie? Jak żyć?
Jak żyć? Myślę, że największym mitem jest to, że można zrobić wszystko. Nie można. Mamy dobę, która składa się z 24 godzin, więc czas nie jest z gumy. Najważniejsze jest wybranie priorytetów, czyli zdecydowanie się, co w tym momencie robimy, oraz – przede wszystkim – dlaczego to robimy. No i tutaj wchodzimy płynnie w temat wizji.
Temat wizji, jeśli chodzi o korporacje i duże biznesy, to zupełnie inna bajka, ale z perspektywy soloprzedsiębiorców nie da się tak naprawdę oddzielić firmy od osoby. Jeżeli prowadzę swoją firmę, to ta firma odzwierciedla mnie, czyli to, na czym mi zależy i co jest dla mnie ważne. Sposób, w jaki działam i się przedstawiam, pokazuje, jaka jest wizja mojego biznesu, co chcę robić i jakie wartości chcę przekazać. Wszystkie inne obszary muszę zaadaptować w taki sposób, żeby tę wizję realizować. Czyli wizja pomaga nam wybrać – czyli zdecydować – czy to, co robię i czym chcę się zająć w dłuższym okresie, przyczyni się do jej urzeczywistnienia.
Chyba najtrudniejsze decyzje to te codzienne drobne rzeczy. Wracam np. po ośmiu godzinach z pracy na etacie, no i teraz pytanie: czy usiądę i obejrzę nowy serial na Netfliksie, bo wszyscy o nim mówią? Czy jednak zjem coś, odpocznę chwilę, napiję się herbaty i zajmę się chociażby przez godzinę czy pół godziny realizacją swojej wizji, swojego pomysłu i swojego projektu?
Pogodzenie wszystkiego to dbanie o wszystkie obszary w swoim życiu i skupianie się na tym, co jest dla mnie najważniejsze.
Jeżeli wiem, że nie mogę zrobić wszystkiego, to w każdym obszarze życia muszę zdecydować, czy to jest dokładnie to, co chcę robić, i czy to jest dla mnie najważniejsze.
Mogę dojść do wniosku, że owszem, oglądanie serialu na Netfliksie jest formą odpoczynku i odskoczni, ale jeżeli wejdzie mi to w nawyk i spowoduje, że nie będę mieć czasu na te rzeczy, na których mi naprawdę zależy, to pewnie nie tędy droga. Powiedziałaś też o odpoczynku.
Tak, żeby nie było – ja nie mam nic przeciwko serialom na Netfliksie; uwielbiam oglądać filmy i seriale. Ale na wszystko jest czas i miejsce. Odpoczynek jest ekstremalnie ważny i absolutnie nie chcę powiedzieć, żebyśmy mieli się zajeżdżać – po ośmiu godzinach nagle siadamy na pięć godzin i jeszcze robimy swoje (to jest nierealne). Musimy mieć też czas dla rodziny i znajomych, bo to nasza sfera prywatna.
Jeżeli mówimy o dbaniu o różne sfery w naszym życiu, to mam na myśli obszary zawodowe, nasze prywatne pasje i ambicje, ale też ludzi, którzy są dla nas ważni. Nie można się od tego odciąć.
Od razu przychodzą mi do głowy te wszystkie amerykańskie filmy o biznesmenie, który całe życie się zaharowuje, aby utrzymać rodzinę, i wszystko dla niej poświęca. Później mamy eksplozję kłótni z dzieckiem, podczas której ojciec mówi: „Przecież ja dla ciebie robiłem wszystko, całe życie zarabiałem, żebyś ty mógł być kimś!”. A dziecko odpowiada: „Ale mnie zależało, żebyś był i żebyś miał dla mnie czas”.
Nikt z nas nie chce być takim stereotypowym ojcem czy matką. Nikt z nas nie chce być tą osobą, która wpada w pęd i po kilku latach się orientuje, że coś jej w życiu umknęło. Istotne jest, żeby znaleźć balans. Chodzi o to, żeby istniała równowaga. Owszem, mam czas na Netflix ze znajomymi, z rodziną, mam czas na odpoczynek. Ale mam też czas na inne ważne rzeczy.
Tak naprawdę czas bardzo często ucieka nam przez palce. Jeżeli już włączamy serial na Netfliksie, to obejrzyjmy jeden odcinek, a nie od razu binge watching ośmiu. Poza tym to też da się mądrze łączyć z innymi rzeczami. Ja np. oglądam seriale, jeżdżąc na rowerku treningowym – to jest już taki mój połączony nawyk.
Myślałam, że prasujesz. 🙂
Można, jeżeli ktoś tak woli. W priorytetyzacji i układaniu sobie dnia bardzo ważne jest łączenie nawyków. Jedną z bardzo dobrych metod utrzymywania jakiegoś nawyku jest łączenie go z inną rzeczą, którą lubisz. Jeżeli lubię oglądać seriale i chcę mieć na to czas, to połączę to z czymś, za czym nie przepadam. Dla mnie oglądanie filmów to świetny moment na rowerek treningowy – mam załatwione dwie rzeczy. Mój mózg odpoczywa, a to jest ważne, żeby dać mu czas na odpoczynek, bo nie jesteśmy maszyną i nie jesteśmy w stanie pracować 24/7. To jest mój przykład i każdy może mieć swój. Prasowanie też mi się podoba.
Raz na trzy tygodnie robię sobie sama paznokcie i weszło mi już w nawyk, że to czas dla mnie – i oglądam wtedy lekcje kursowe. Jestem w stanie się skupić, ponieważ malowanie paznokci to dosyć mechaniczna czynność i nie angażuje za bardzo mojego intelektu. To jest świetne.
Myślę, że zwłaszcza kobiety mają zdolność do łączenia i robienia kilku rzeczy naraz. Mój mąż się dziwi, kiedy w tym samym czasie gotuję, idę wstawić pranie i robię jeszcze coś innego.
Wiesz co, to temat dyskusyjny. Czytałam różne badania, które tak naprawdę obalają te mity. To nie jest tak, że kobiety mają większą zdolność łączenia kilku czynności – po prostu jesteśmy bardziej do tego wytrenowane. Kulturowo i społecznie jest tak, że kobieta od małego jest uczona wykonywania naraz różnych zajęć, jak dbanie o dom czy gotowanie. Mężczyźni są natomiast bardzo często wychowywani w trochę innym schemacie i dlatego działają inaczej – często sekwencyjnie. Myślę, że to zależy też od indywidualnych preferencji, bo znam mnóstwo mężczyzn, którzy są w stanie łączyć zadania, i znam masę kobiet, które nie potrafią robić dwóch rzeczy jednocześnie.
Łączenie różnych czynności to dobra metoda, żeby zyskać więcej czasu. Szczególnie jeżeli pracujemy na etacie, który zajmuje osiem godzin plus dojazdy, ważne jest, żeby w sprytny sposób wykorzystać czas, który mamy, i łączyć to, co się da.
Mówiłaś o słuchaniu kursów podczas malowania paznokci. Dojazd do pracy i powrót do domu to też dobry moment, żeby słuchać kursów i podcastów lub uczyć się różnych rzeczy. Można znaleźć w ciągu dnia momenty na maksymalne wykorzystanie czasu, który zazwyczaj nam ucieka. Więc to nie jest tak, że inwestujemy w coś dodatkowe godziny. Dzięki temu po powrocie do domu nie musimy już oglądać kursu czy szkolenia, tylko możemy skupić się na tworzeniu własnych rzeczy, budowaniu tego, na czym nam zależy, na tworzeniu swojej wizji.
Wizja cały czas powraca jak bumerang, bo musimy wiedzieć, do czego dążymy i czego chcemy, żeby móc rozłożyć akcenty w odpowiednich miejscach w życiu zawodowym i prywatnym. Są takie sprawy, których nie wolno zaniedbać, nawet będąc w pędzie. Ale to też zależy od naszej osobistej wizji, bo być może nie u wszystkich osób rodzina znajduje się wysoko.
Spotkałam się z takim pytaniem: co będzie, jeżeli jestem jeszcze na etacie, a dostanę mnóstwo zleceń i nie będę w stanie tego ogarnąć. Moją pierwszą myślą było to, żeby nie nastawiać się na coś takiego na początku i dopiero w momencie, kiedy znajdziemy się w tej sytuacji, zastanowić się, z czego zrezygnować.
Powiedz, jak możemy stawiać granice we współpracy z klientami, jeżeli mamy bardzo dużo na głowie. Czy musimy przyjmować wszystko, co nam się wydarzy?
Zawsze nasze wizje i to, co mamy w głowie, jest dużo gorsze niż rzeczywistość, która nas spotyka, bo jesteśmy mistrzyniami w tworzeniu katastroficznych scenariuszy. To jest o tyle niebezpieczne, że jeżeli jakaś myśl żyje tylko w naszej głowie, to możemy ją jedynie nakręcać i karmić. Jeżeli natomiast realnie coś się wydarzy, to możemy działać – możemy coś zrobić, możemy iść do przodu. To nas tak nie męczy. Nakręcanie scenariuszy jest bardzo niebezpieczne, bo nie mamy nad tym żadnej kontroli. Więc ważne, żeby złapać tę myśl i zobaczyć: „O, już chyba za bardzo wymyślam”. I skupić się na tu i teraz, bo to jest najważniejsze – pracujemy z tym, co mamy teraz na talerzu.
Jeżeli przyjdzie jednak taki cudowny dzień, że faktycznie mamy tyle zleceń, że nie wiemy, co z tym zrobić, ale jeszcze pracujemy na etacie (przy założeniu, że z niego nie rezygnujemy), to znowu najważniejsza jest wizja. Zawsze będę wracać do wizji, bo myślę, że w małym, jednoosobowym biznesie wizja jest najważniejsza. Jeżeli mam przed sobą jasny cel i drogę, którą chcę iść, to wiem, jakie projekty i zlecenia najszybciej mnie do tego miejsca zaprowadzą. To jest superkomfort.
Każdemu życzę, żeby dotknęła go klęska urodzaju, bo o to właśnie chodzi – jeżeli mam masę zleceń, to wybieram te, które są dla mnie najciekawsze, najbardziej mnie rozwijają, najszybciej pomogą mi osiągnąć to, na czym mi zależy.
Oczywiście, dla każdego to będzie coś innego – jedna osoba może mieć takie wartości, druga zupełnie inne. I mamy ten komfort, że możemy wybierać. Raz – projekty, które nas interesują, a dwa – osoby, z którymi chcemy pracować, bo to też jest bardzo ważne.
Najlepiej pracować z osobami, które mają wartości zbliżone do naszych, pomagają nam realizować naszą wizję i które nas dopełniają. Ale to nie jest tak, że znajdziemy kogoś, kto jeden do jednego myśli tak samo – to nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby otaczać się ludźmi, którzy wspierają naszą wizję, motywują nas do działania. To ważne, aby czerpać od innych inspirację i motywację do tego, co chcemy robić.
Temat motywacji jest mi bliski, bo ostatnio sporo o tym pisałam – szczególnie w newsletterach. Zawsze gonimy za motywacją, jakby to była jakaś mityczna bogini, która nam się objawia. Na zasadzie: pojawia się motywacja i wtedy działam, a jak jej nie ma, to tylko myślę o tym, jak ją zdobyć. A prawda jest taka, że motywacja musi wychodzić z nas. Żeby nam się chciało, to musi być spójne z naszymi wartościami, z naszą wizją.
Jesteśmy najbardziej zmotywowani wtedy, kiedy robimy to, co nam się podoba, kiedy działamy z ludźmi, którzy nas inspirują i od których możemy się uczyć. To, że robimy coś dla kogoś, nie znaczy, że nic od tej osoby nie dostajemy. Na pewno sama doskonale to wiesz: nawet w pracy korektorki czy redaktorki uczysz się od osób, z którymi współpracujesz. I to też Ci pokazuje, w którą stronę chcesz iść, jakimi rodzajami treści chcesz się zajmować, z jakimi osobami chcesz współpracować.
Ale tym pierwszym ogniwem jesteś Ty, Twoja wizja i kierunek, w którym podążasz. I jeżeli wizja i wartości są Twoim drogowskazem, to bardzo łatwo jest ocenić zlecenia czy projekty, które masz przed oczami. Czy to jest to, co jest dla mnie ważne? Czy to jest clou tego, czym chcę się zajmować?
Tak jak powiedziałaś na początku – nie można zrobić wszystkiego. Trzeba wziąć pod uwagę to, co najbardziej nas będzie inspirować, rozwijać i pomoże nam w przyszłości, a nawet przyspieszy moment dojścia do tego celu.
Jeszcze jedna ważna rzecz – wizja to coś, co widać na zewnątrz, czyli jest to nasz wyróżnik. Jednoosobowe biznesy mają niesamowitą konkurencję. Ja się zajmuję coachingiem, rozwojem osobistym i edukacją, a osób, które robią podobne rzeczy, jest na rynku mnóstwo. Jedyne, co mogę zrobić, to pokazać, jak działam i w jaki sposób to, co robię, jest trochę inne od tego, co robi ktoś inny. To, co robimy, jest takie samo, ale sposób, w jaki przekazujemy tę wiedzę, albo słowa, których używamy, i najważniejsze aspekty, które wyciągamy, odróżniają nas od siebie. Każdy z nas myśli inaczej, przetwarza wiedzę inaczej, formułuje myśli w inny sposób. To, co napiszę na swojej stronie (bo to jest często pierwszy kontakt z klientem) lub wrzucę do mediów społecznościowych, jest moją pierwszą wizytówką.
I to właśnie na podstawie słów, których używam i które powinny wynikać z wizji, ktoś decyduje: „Aha, to jest osoba, która myśli podobnie, chcę z nią współpracować” lub „Nie, to nie jest moja bajka, idę do kogoś innego”. I to jest OK, bo jest takie słynne powiedzenie, że „nie jesteś zupą pomidorową, nie musisz wszystkim smakować”.
To jest piękne, że się różnimy. I na tym to polega – mamy dotrzeć do osób, które są z nami spójne. Im bardziej świadomie będziemy formułować swoje myśli – spójnie z naszą wizją i wartościami – tym mniej będziemy mieli problemów z odrzucaniem osób i zleceń, które do nas nie pasują. Takie osoby nie będą do nas przychodzić. To jest na początku najlepsza metoda eliminacji. W tym pierwszym punkcie kontaktu, gdzie ludzie nas znajdują, powinna znaleźć się informacja o tym, kim jesteśmy i jak działamy, bo to jest pierwszy etap filtracji.
Tak, chodzi o bycie wyrazistą marką. Jest bardzo dużo korektorek, ale pojawia się pytanie: co oferujesz i co zapewniasz? Jakie przeżycia? W jaki sposób przeprowadzisz przez proces wydawniczy klienta, który może być z nim zupełnie nieobeznany? Tutaj pojawia się nasza rola edukacyjna. Od razu przypomina mi się „Zaczynaj od dlaczego” Simona Sineka. I właśnie z myślą o tej książce napisałam swój przekaz na stronie. Wiem, że nie wszystkim to będzie odpowiadać, ale wiem, że ten tekst przyciąga osoby, których chcę mieć więcej obok siebie, które mnie inspirują i dla których działam.
Wróćmy do sytuacji, że nie wiemy, co jest naszą wizją. Jak ją stworzyć? Słowo „wizja” brzmi bardzo dumnie i kojarzy nam się z korporacjami. „Wizja” – co to znaczy dla małego biznesu, czym się kierować, żeby ją ustalić? Wiemy, że to bardzo ważne, bo pomaga w podejmowaniu decyzji o tym, z kim chcemy współpracować i na jakich warunkach.
Najlepszym punktem wyjścia są wartości, czyli przede wszystkim: co jest dla mnie ważne, co chcę osiągnąć, jak chcę, żeby wyglądało moje życie. Trzeba skupić się na sobie i nie bać się kwestii personalnych. Często nam się wydaje, że wizja biznesu to rozpracowanie superprofesjonalnej strategii. Do tego etapu też kiedyś się dochodzi, ale zaczynamy od dołu, czyli od nas. Może nie do końca wiem, jak będę prowadzić biznes, bo dopiero zaczynam. Jeżeli to moja pierwsza firma, to mam prawo nie wiedzieć, jak rozwinąć strategię biznesową. Ale wiem, kim jestem, na czym mi zależy, co jest dla mnie ważne.
I warto zacząć od zastanowienia się, co jest dla mnie najważniejsze w życiu prywatnym i jakie mam wartości. Albo czego na pewno nie chcę robić – bo to jest czasami dużo łatwiej określić. Dobrym przykładem będzie tutaj dojeżdżanie codziennie do biura. Jeżeli zakładam biznes z myślą, że chcę mieć więcej czasu dla siebie, więc nie chcę pracować stacjonarnie, bo tracę zbyt dużo czasu na dojazdy, to jest to mój punkt wyjścia. Mogę powiedzieć: „OK, element nienegocjowalny to praca zdalna z domu. Więc jak muszę zorganizować swoje działania, żeby to było możliwe?”. Najpierw budujemy bazę rzeczy ważnych, a z tego naturalnie wypływają rzeczy, które mój biznes musi mieć, żeby mi to zapewnić.
Idą za tym kolejne decyzje doprowadzające do punktu, gdzie rzeczywiście udaje ci się uzyskać to, na czym ci naprawdę zależy. Czyli chodzi tak naprawdę o chwilę refleksji. I zapewne w obliczu różnych okoliczności wizja będzie mogła się zmieniać w czasie.
Tak, wizja się doprecyzowuje, ale też się zmienia, bo i my bardzo się zmieniamy. Jeżeli mamy lat 20, to myślimy zupełnie inaczej o świecie, o życiu i o tym, co jest dla nas ważne, niż jak mamy dwa razy tyle. I to jest naturalne. Nasza wizja ewoluuje i się doprecyzowuje, bo początkowo może być bardziej ogólna; dopiero później wchodzimy w szczegóły.
Zawsze zachęcam, żeby wypisywać jak najbardziej szczegółowe rzeczy, bo czasami ciężko się pracuje nad abstrakcyjnymi koncepcjami. Jeżeli powiem, że ważna jest dla mnie rodzina, to co ja mam z tym zrobić? To jest mało namacalne. Co to znaczy? Co chcę osiągnąć? Jak to się przekłada na czas, którego potrzebuję? Czy mam jakieś godziny, w których koniecznie muszę być dostępna w domu? Czyli: jak w praktyce chcesz te wartości zrealizować? Im bardziej szczegółowo to określimy, tym lepiej.
Nie bój się pracować z wizją, rozwijać ją i zmieniać, bo to jest naturalne. Ale tego nie zrobi się w pięć minut. To wcale nie jest takie oczywiste – wymaga czasu i refleksji.
Czasami może nam się wydawać, że chcemy tego samego, co ma ktoś inny, ale to może być tylko złudzenie. Nikt nas nigdy nie uczył (np. w szkole) zastanawiania się nad tym, czego chcemy, dlaczego tego chcemy i jak chcemy to osiągnąć.
Często wybieramy pracę jako soloprzedsiębiorca, czyli decydujemy się na samodzielne działanie, z myślą o tym mitycznym elastycznym czasie pracy, o czasie dla rodziny. A potem się okazuje, że zasuwamy bez urlopów i bez wolnych weekendów. I tutaj następuje zaburzenie równowagi, o której mówiłyśmy na początku. W takim momencie warto zatrzymać się na chwilę i przypomnieć sobie swoją wizję.
Ale jak wyjść z tego kołowrotka, kiedy mamy już własną działalność, a więc też comiesięczne obciążenia i klientów? Nasz elastyczny czas pracy jest wręcz tak elastyczny, że zajmuje prawie całą dobę. Jest na to sposób?
To nie jest tak, że spiszemy sobie wizję, zamkniemy zeszyt, odłożymy na półkę i do niej nie wrócimy. W ramach regularnych analiz należy podtrzymywać naszą rolę strategiczną – mamy nie tylko działać w swoim biznesie, ale również panować nad nim. I musimy mieć czas, żeby go rozwijać. W ramach pracy nad biznesem musimy odwołać się do naszej wizji i zastanowić się, czy nie zaczynamy za bardzo od niej odjeżdżać.
Jeżeli już się faktycznie zagalopujemy, to jest właśnie ten moment, żeby się zastanowić i zadać sobie pytania. Po pierwsze: z czego to wynika? Dobrze jest zrobić retrospekcję i zapytać: Czy to, co spowodowało, że jesteśmy w tej sytuacji, to chęć rozkręcenia jakiegoś megaimperium? Czy dążymy do rozszerzenia skali? Może być tak, że mamy inną wizję – że to, co sobie założyłyśmy na początku, trochę się zmieniło, i teraz idziemy w inną stronę. Jeżeli nasz biznes urósł, mamy bardzo dużo zleceń, to jedną z dróg, jeżeli chcemy to utrzymać, może być zatrudnienie dodatkowych osób i zastanowienie się, co oddelegować lub zautomatyzować. Mamy masę możliwości.
Warto też się zastanowić, czy to jest droga, którą chcemy iść. Zakładając oczywiście, że się rozdrabniamy – to jest drugi temat, do którego zaraz przejdę. Jeżeli chcemy utrzymać obecny stan i jesteśmy zadowolone z naszego biznesu, tylko po prostu mamy za dużo pracy i zabiera nam ona za dużo czasu, to pomyślmy, co z tym dalej zrobić.
Jeżeli mamy różne zlecenia, z których niekoniecznie jesteśmy zadowolone, to wracamy do wizji i zastanawiamy się, z czego możemy zrezygnować. Nie mówię o rezygnowaniu z bieżących projektów. Pomyślmy, jakich projektów w przyszłości nie będziemy przyjmować, żeby móc uwolnić czas. Czy za bardzo nie odchodzimy od tego, na czym nam realnie zależy, czy się nie rozdrabniamy, czy nie zaczynamy po prostu przyjmować wszystkiego jak leci? Może mamy jakieś obawy lub lęki, że stracimy płynność. Warto się zastanowić, z czego to wynika.
Jest jeszcze opcja cofnięcia się krok i oceny całościowej. To też ważne, żeby w którymś momencie się zastanowić, czy nasz biznes indywidualny to jest na pewno to, co chcemy robić. Mamy tę wizję swojego mitycznego biznesu, gdzie robimy wszystko, co chcemy. Tylko że własny biznes – o czym doskonale wie każda osoba, która go prowadzi – wiąże się z dodatkowymi obowiązkami, o których na samym początku w ogóle nie mamy pojęcia. To po prostu zaczyna przytłaczać.
I to też jest OK – nigdzie nie jest powiedziane, że własny biznes jest absolutnie dla każdego i że dla wszystkich jest to szczyt marzeń. Może się okazać, że ktoś po dwóch latach stwierdzi: „Ja tego nie chcę. Wolę, żeby ktoś mi powiedział, co mam zrobić, i potem mam spokój, nie muszę się zastanawiać, nie mam tego stresu”.
Mam stałą wypłatę i nie mam tak dużej odpowiedzialności.
Żadne z tych rozwiązań nie jest lepsze ani gorsze. Są równorzędne. I chciałabym, żeby to wybrzmiało – to nie jest tak, że jeżeli ktoś nagle zamyka biznes, to znaczy, że odniósł porażkę. Każde doświadczenie w życiu jest wartościowe, coś nam daje i z każdego możemy coś wynieść.
Mamy prawo zmienić decyzję.
Każde doświadczenie nas kształtuje. W którymś momencie możemy dojść do wniosku, że to, co chcemy robić, to rola specjalisty, a wszystko inne – dbanie o marketing, zarządzanie firmą, robienie strategii, finanse, administracja – kompletnie nas nie interesuje. Więc może zamiast własnej działalności zatrudnię się u kogoś, u kogo będę mogła robić to, w czym jestem dobra, a całą resztą zajmie się ktoś inny?
Zawsze warto jest zrobić taki krok do tyłu, szczególnie jeśli jesteśmy mocno przytłoczone. Spojrzeć na cały obraz i zastanowić się, czy to jest na pewno to, co chcę robić w życiu. Jeżeli tak, to jak mogę sprawić, żeby to było spójne z moją wizją? Jeżeli nie, to co wymyślę w zamian?
Bardzo mi się podoba to, co powiedziałaś: jeśli nastąpił rozjazd pomiędzy naszą wizją a rzeczywistością, to możemy się wycofać – i to też jest w porządku.
Jeżeli jednak nie spróbujemy, to możemy wciąż tkwić w przekonaniu, że na etacie jest beznadziejnie, a własna działalność to spełnienie marzeń. Jeżeli nie spróbujemy, to nigdy się tego nie dowiemy. To wypływa z doświadczeń – w ten sposób się kształtujemy i rozwijamy.
Fajnie jest tutaj przywołać sposób, w jaki funkcjonują dzieci – wszystkim się zachwycają, wszystkiego próbują i wszystko obserwują. W stosunku do dzieci nie mamy takiego problemu: „Zdecydowałbyś się na jedno, a nie codziennie oglądasz w telewizji co innego”. 🙂
Dzieci uczą się świata i jest to naturalny etap rozwoju. W dorosłym życiu oczekujemy już tego, że ktoś w wieku 18 lat będzie miał plan na życie i będzie się go trzymać. Mało dajemy sobie przestrzeni na poszukiwanie, testowanie, uczenie się. A tak naprawdę dopóki czegoś nie spróbujemy, to w ogóle nie wiemy, czy to jest dla nas, czy nam się to podoba, czy nam to pasuje.
Jestem całym sercem za tym, żeby próbować, testować, sprawdzać. Lepiej coś sprawdzić i mieć wiedzę, że „Nie, to nie jest dla mnie”, niż do końca życia się zastanawiać: „A może powinnam była to zrobić? Może moje życie wyglądałoby inaczej?”.
Jeżeli mamy taką szansę, to zawsze warto próbować i spełniać swoje marzenia. Czegoś się dowiemy o sobie, zrobimy kolejny krok i będziemy o tyle mądrzejsze od naszej wersji sprzed kilku dni, bo będziemy miały nowe doświadczenia.
Na sesjach coachingowych zawsze mówię, że najważniejsze nie jest to, co się dzieje na samych sesjach, tylko to, co się dzieje pomiędzy. Bo czas pomiędzy jedną a drugą sesją to czas na sprawdzanie, doświadczanie i testowanie nowych rozwiązań.
I później ktoś przychodzi do mnie i mówi: „Nie, to w ogóle było beznadziejne, nie sprawdziło się u mnie”. A ja odpowiadam: „Super, to idziemy dalej”. Albo słyszę: „Do tej pory tak na to nie patrzyłam. Teraz będę działać zupełnie inaczej”.
Każda z tych rzeczy może się zdarzyć i każda z tych rzeczy jest tak samo ważna, bo dowiadujemy się czegoś o sobie.
Chciałam wrócić do tematu klientów. Dopóki nie rozpoczniemy współpracy z osobami A, B i C, to tak naprawdę trudno nam osądzić, jakiego rodzaju teksty chcemy opracowywać i z kim jest nam najbliżej. To wszystko rodzi się z doświadczeń. Oczywiście, mamy intuicję i bardzo często już rozmowa lub wymiana e-maili pozwolą nam na podjęcie decyzji, że jednak nie chcemy w ogóle w to wchodzić. Ale najważniejsze jest doświadczanie tego wszystkiego.
Jak mogłybyśmy podsumować kwestie życia prywatnego i zawodowego? Jak złapać równowagę? Oczywiście powiedziałyśmy o wartościach i świadomości tego, czego oczekujemy, co jest dla nas istotne. Chyba nie ma więc prostej recepty na to wszystko – na ten mityczny work–life balance.
Warto zaznaczyć, że idealny work–life balance chyba nie istnieje. Wiadomo, że do niego dążymy, ale w różnych momentach naszego życia może to fluktuować. Jeżeli dzisiaj robię jakiś bardzo ważny projekt i muszę spędzić nad nim dużo czasu, to być może moje życie prywatne trochę ucierpi. Ale jeżeli coś takiego ma miejsce, muszę to później zrekompensować. Chodzi o to, żeby każda z istotnych sfer naszego życia miała ten sam priorytet.
Trzeba robić regularne kontrole: co konkretnie robię, jakie działania podejmuję, żeby pokazać, że to jest mój priorytet, czym mogę to potwierdzić, czym się podpieram, żeby udowodnić, że to jest dla mnie ważne. I nie można zapominać, że każdy z tych obszarów potrzebuje przestrzeni. To nie jest tak, że jeden projekt kończę i wpadam w drugi; że miałam zająć się życiem rodzinnym, ale to jeszcze poczeka, bo jeszcze ten klient. No nie, to tak nie działa, bo wtedy właśnie wpadamy w błędne koło i zaczynamy pompować jeden obszar, a zapominamy o wszystkich innych.
Ważne jest, żeby się zatrzymać i odpowiedzieć sobie na pytania: Jak dbam o rozwój mojego biznesu? Jak dbam o relacje i ważne osoby w moim życiu? Jak dbam o siebie, o mój rozwój prywatny, o moje hobby? Muszę świadomie tak ułożyć swój plan, żeby znaleźć na to czas. Chodzi trochę o tzw. ownership, czyli o kontrolę. Chyba najtrudniejsze jest przyjęcie kontroli i uświadomienie sobie, że to zależy ode mnie – mam bardzo duży wpływ na to, co robię, jak działam i jak funkcjonuję. Tak – to jest przerażające. Przejęcie kontroli jest trudne. Kontrola ma plusy i minusy.
Odpowiedzialność to również zrezygnowanie z czegoś i jasne powiedzenie sobie: „OK, to jest moja wina, ja tu nawaliłam”. To moja wina, czyli w mojej gestii jest to, żeby następnym razem zrobić coś inaczej.
„JA mam na to wpływ” – to przerażające, bo czasami wygodniej jest przerzucić odpowiedzialność na innych, na okoliczności zewnętrzne, na sytuację gospodarczą czy cokolwiek. Ale jednocześnie to bardzo motywujące, bo jeżeli to JA jestem osobą, która może podjąć decyzję, to istnieje możliwość, że jednak w pewnym momencie złapię tę równowagę.
Ja zwłaszcza na początku bardzo mocno angażowałam się w działania firmowe. Wiedziałam, że potrzebuję bardzo dużo energii, żeby to zaskoczyło. Bieżączka jest cały czas, ale trzeba regularnie mówić: „Sprawdzam”. Sprawdzać, czy to, co sobie założyłam, rzeczywiście się dzieje, i jak się z tym czuję. Trzeba być nie tylko specjalistką, czyli osobą, która wykonuje pracę, ale też przedsiębiorczynią, która nadzoruje i jest strategiem.
Tak, bo to jest właśnie kwestia kontroli. Jeżeli nie mam kontroli nad tym, co się dzieje w moim biznesie – jak on wygląda, działa i funkcjonuje – to kto ma? To moja firma, więc to ja mam na nią wpływ.
Jeżeli przyzwyczajam klientów, że odpisuję o północy na wszystkie maile, to będą tego ode mnie oczekiwać. A potem trudno jest się wycofać z tego, do czego kogoś przyzwyczaimy. Ważne jest więc, żeby od początku stawiać granice w biznesie i mówić np.: „Pracuję między 9:00 a 17:00, a po godzinach i w weekendy nie odpisuję”. Jeżeli na dzień dobry damy taki jasny komunikat, to ludzie go przyjmą. Jeżeli idziemy do warzywniaka obok, to nie oczekujemy, że będzie otwarty o 22:00, skoro ma godziny otwarcia do 19:00. I dokładnie tak samo możemy zbudować własny biznes.
To potrzebne do tego, żeby nasze wartości nie ucierpiały. Jeżeli dla mnie ważna jest rodzina, to ważne jest też ustalenie, że nie pracuję wieczorami, i zakomunikowanie tego na początku współpracy. Jeżeli nie powiesz klientom, jak działasz i jakie masz zasady, to mogą oczekiwać nie wiadomo czego. Każdy z nich może mieć własne oczekiwania i jeżeli nie postawisz granicy – najlepiej na samym początku – to naprawdę może to zadziałać na Twoją szkodę. Czyli ustalanie granic we współpracy z klientami służy nam do tego, żeby obronić swoją wizję i żeby było nam łatwiej ją realizować.
Pozwala nam też przyciągać zlecenia od osób, z którymi chcemy współpracować, bo jeżeli na dzień dobry powiemy, jakie są nasze zasady, i komuś nie będzie to odpowiadać, to pójdzie gdzie indziej. I to jest OK. Przyjdzie do nas natomiast osoba, która być może funkcjonuje podobnie i dla której takie granice też są ważne. Tą metodą rodzą się najlepsze współprace, bo później polecenia czy rekomendacje będą powiększać pulę osób, które działają zgodnie z nami.
To jest fajna myśl na koniec: możemy ze sobą współdziałać na partnerskich zasadach.
Poruszyłyśmy bardzo dużo ciekawych tematów. Mówiłyśmy o wartościach, wizji, wyznaczaniu granic, troszkę o produktywności i różnych mitach.
Wiem, że prowadzisz newsletter. Gdzie najlepiej znaleźć Cię w sieci?
Na mojej stronie internetowej kowalskacoachingstudio.com. Jestem też na Instagramie: pojawiam się tam w miarę regularnie. Najlepszy kontakt ze mną to jednak strona internetowa. Jeżeli chodzi o formy komunikacji i stawianie granic, to zawsze odpisuję na maile.
Na stronie jest link do zapisu na newsletter, a przy zapisie można dostać na dobry start e-book „5 rzeczy, które warto włączyć do swojej codziennej rutyny”. Newsletter piszę regularnie, w mediach społecznościowych pojawiam się i znikam, bo różnie to bywa w życiu. Newsletter wysyłam raz na dwa tygodnie, więc nie jest to przeciążające. Zawsze jest tam dużo moich przemyśleń oraz część merytoryczna. To jest taka rzecz, z której jestem najbardziej dumna.
Po tym, jak teraz opowiedziałaś o sobie i o tym, jak traktujesz maile i media społecznościowe, to myślę: „No właśnie – przyciągamy ludzi podobnych do siebie”. Mogę podpisać się pod tym dwoma rękami. I właśnie tego życzymy osobom, które nas czytają – żeby przyciągały takie osoby, z którymi będą czuły flow i z którymi będzie się im dobrze współpracować. Takie, dzięki którym ich wartości i wizja przetrwają i będą pielęgnowane oraz wcielane w życie.
Dziękuję ci za niezwykle inspirującą rozmowę. Odsyłam do Twojego newslettera, bo wiem, że bardzo tam inspirujesz i motywujesz. I o to właśnie chodzi. Wszystkiego dobrego!
Dziękuję, było mi bardzo miło.
Komentarze
To fascynujące spotkanie z Agnieszką Kowalską! Jej podejście do zorganizowania pracy i życia, tak aby spełniać marzenia i realizować pasje, jest naprawdę inspirujące. Rozwijanie pewności siebie, budowanie skutecznych nawyków oraz efektywne planowanie – to wszystko brzmi jak niezwykle wartościowe narzędzia dla każdego, nie tylko dla osób prowadzących własne biznesy.
Dziękuję za Twój głos. Tak, prowadzenie biznesu to tylko jeden z aspektów naszego życia, a to, o czym mówiła Agnieszka, można zastosować także do innych sfer. Trzymam kciuki za Twoją wizję!