odbierz prezent na dobry start

Jak zmienić swoje życie zawodowe – Hanna Kwaśna i Ewa binda

Jak zmienić swoje życie zawodowe i przetrwać gorsze chwile

Z tego artykułu dowiesz się m.in.:

• Czy trzeba mieć smykałkę biznesową, żeby zacząć pracować na swoim?
• Czy musisz mieć duże zaplecze finansowe, aby ruszyć z działalnością korektorską?
• Czy jedyna słuszna droga dla korektorki to praca w wydawnictwie, na etacie, w dużym mieście?
• Czy szukanie klientów musi się wiązać z aktywnością w mediach społecznościowych?

Jeśli od lat pracujesz na etacie, pewnie nieraz zastanawiałaś się, jak zmienić swoje życie zawodowe. I pewnie nieraz przeszło Ci przez myśl słynne „Rzucam to i jadę w Bieszczady!”. A co miała zrobić bohaterka dzisiejszego wywiadu, która mieszka w górach, więc taki pomysł nie był dla niej wystarczająco wywrotowy? 😉 Hania Kwaśna po 10 latach spędzonych na etacie powiedziała wreszcie: „Jak nie teraz, to kiedy?”. Rzuciła wszystko i zajęła się korektą.

Dzisiaj Hania jest redaktorką i korektorką z grafikiem wypełnionym zleceniami po brzegi. Jej droga do tego celu nie była jednak ani szybka, ani prosta – musiała zmierzyć się z blokującymi przekonaniami, brakiem wiary w swoje umiejętności i nie zawsze świetną sytuacją finansową.

Może od lat zagłuszasz marzenie o pracy jako korektorka, ale ono się nie poddaje i wciąż wraca z nieśmiałym pytaniem: „Czy to już?”. Sprawdź, czy historia Hani podpowie Ci, jak wystartować w świecie korekty (i to z przytupem!).

Spinacz biurowy

Lista najważniejszych wniosków na przyszłość

  • Najgorsze to utknąć w stanie zawieszenia – dlatego podejmuj odważne decyzje, a potem sprawdzaj, co przyniosły.
  • Strach zawsze będzie Ci towarzyszył. Chodzi o to, aby odwaga była od niego większa.
  • Nie zrażaj się, gdy nie widzisz natychmiastowych efektów – zaczynasz od zasiewania ziaren, więc musisz dać im czas, aby mogły wydać owoce.
  • Wysiłek w pracy nie prowadzi do wypalenia, gdy wiesz, po co coś robisz, znasz swoją misję i realizujesz marzenia.
  • Chociaż wysyłanie e-maili wydaje się już dziś staromodne, to wciąż skuteczna metoda pozyskiwania klientów.

Przed Tobą:

  • wideo – jeżeli chcesz obejrzeć rozmowę;
  • artykuł – jeżeli wolisz czytanie.

Wersja do oglądania

Wersja do czytania

Ewa Binda: Naszym dzisiejszym gościem jest Hania Kwaśna, redaktorka i korektorka, która najlepiej przedstawi się sama.

Hanna Kwaśna: Cześć, Ewa! Dziękuję za zaproszenie do tej rozmowy. Nazywam się Hanna Kwaśna i od lat siedzę w książkach. Jestem redaktorką i korektorką, z przeszłością również jako księgarz i bibliotekarz. A prywatnie lubię śpiewać i chodzić po Sudetach. Któregoś dnia planuję pozwiedzać Bałkany – myślę, że praca, którą teraz wykonuję, kiedyś mi na to pozwoli.

Pracowałaś w księgarni i bibliotece, więc jak to się stało, że teraz przede wszystkim jesteś redaktorką i korektorką? Zakładam, że to nie była prosta droga z punktu A do B.

Studiowałam informację naukową i bibliotekoznawstwo, a jako specjalizację magisterską wybrałam edytorstwo – bardzo mi się to spodobało i już wtedy wiedziałam, że to coś dla mnie.

Aledużo łatwiej było dostać pracę w bibliotece; podczas studiów miałam praktyki w bibliotece publicznej – i tam już zostałam.

Było OK, bo to też była praca w książkach. Mimo to czułam potrzebę zmiany i ciągnęło mnie do edytorstwa. Wiedziałam, że może kiedyś do tego wrócę. Okazało się, że do tego „może kiedyś” czekała mnie długa droga.

Na jak długo zapuściłaś korzenie w bibliotece?

Pracowałam w kilku bibliotekach i księgarni. Razem przez 10 lat.

Czyli przez 10 lat w twoim sercu tliła się nadzieja, że może kiedyś wrócisz do edytorstwa.

Tak.

A czy w ciągu tych 10 lat robiłaś coś, aby rozwijać się jako korektorka, czy raczej byłaś w stanie zawieszenia?

Cały czas o tym marzyłam i brałam do korekty np. prace licencjackie albo magisterskie moich znajomych.

Dopiero pandemia pozwoliła mi wrócić do marzeń. Miałam wtedy po prostu więcej czasu, bo galerie handlowe zostały zamknięte – tak samo jak księgarnia, w której akurat pracowałam. Pomyślałam: „Jak nie teraz, to kiedy?”. I zaczęłam działać.

Czyli pandemia była dla Ciebie takim prztyczkiem, który wyrwał Cię ze stanu zawieszenia, braku decyzji. Czyli są jednak pozytywne aspekty COVID-19. 😉

Jakie kroki podjęłaś w 2020 r.? Mówiłaś, że już wcześniej zajmowałaś się korektą tekstów swoich znajomych. Można więc powiedzieć, że byłaś gotowa, aby oznajmić w węższym gronie: „Tak, ja się tym zajmuję. Jestem odpowiednią osobą. Mogę Ci pomóc”. Czego Ci brakowało, żeby działać szerzej?

Zapisałam się na kurs korekty tekstu (inny niż Twój) i to popchnęło mnie do rozwoju. Wtedy pojawiły się pierwsze zlecenia.

Ale jeszcze nie czułam się gotowa – cały czas brakowało mi odwagi, pewności siebie, no i umiejętności. Uważam, że każdy kolejny kurs, każde szkolenie i każde zlecenie uczy czegoś nowego – i to jest cały czas rozwój.

Zaczęłam pisać pamiętnik z pandemii i zgłosiłam go na konkurs literacki. Mój tekst dostał wyróżnienie – i to też mi uzmysłowiło, że potrafię operować językiem i dobrze się w tym czuję.

Musiały jednak upłynąć dwa lata, żebym rzuciła etat. U mnie wszystko działo się powoli. Ale najwyraźniej musiałam przejść taką drogę – i niczego nie żałuję.

Wprawdzie mówisz, że zajęło Ci to dużo czasu, ale czymże są dwa lata w obliczu wieczności. 😉 Przede wszystkim ważne jest to, że podjęłaś tę decyzję. Chciałam nawiązać do twojego pamiętnika – czy możesz powiedzieć o nim coś więcej?

To był dziennik – czyli zapisywałam to, co się wydarzyło danego dnia. Całe dnie spędzałam wtedy w domu i świat był zupełnie inny. Ale nadszedł taki czas, że miałam znów jeździć do pracy w księgarni.

I pamiętam, jak uderzył mnie widok galerii handlowej – zwykle tętniła życiem, a wtedy było pusto i ciemno. Miałam wrażenie, że weszłam do innego świata. Właśnie wtedy zaczęłam pisać dziennik. Jedna z bibliotek publicznych organizowała konkurs na zapiski z czasów pandemii, no i wysłałam swój tekst. Został nawet opublikowany – powstała z tego książka.

Czyli masz swoją publikację! To ważne, bo w powszechnym rozumieniu korektorka to ktoś, kto zajmuje się poprawianiem przecinków, błędów ortograficznych, typograficznych. Ale w wielu momentach umiejętność pisania jest naprawdę potrzebna – albo przynajmniej bardzo pomocna – żeby móc zasugerować coś autorowi i wyprowadzić tekst na proste tory. I bardzo często korektorki – mówiąc konkretniej: redaktorki, czyli osoby, które zajmują się tekstem zaraz po autorze – są po części pisarkami.

Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, że my też możemy się wyżyć, jeżeli chodzi o twórczość, o kreację.

Oczywiście, że tak. Ostatnio coraz bardziej lubię robić redakcje: wtedy można zasugerować autorowi coś więcej i uświadomić mu, że korektorka to nie tylko ktoś od literówek. Literówki to mały wycinek naszej pracy.

Tak. To samo mówią dziewczyny z programu mentoringowego Słowna Agentka (do którego ty też dołączyłaś) – uświadomiły sobie, że korekta to znacznie więcej niż literówki. I to jest piękne, zwłaszcza jeżeli praca z językiem Cię wciąga i pochłania.

Tak. Nieraz można mocno przeredagować zdanie – i wtedy myślisz sobie: „Wow, dobrze to brzmi”.

Czasami zdanie wejściowe rzeczywiście wymaga czasu, różnych podejść, kilku prób. Ale jak już uda mi się coś z niego wyłuskać i nadaję mu przyjaźniejszą formę – oczywiście zachowując przekaz – to czuję ogromną satysfakcję. Nie wiem, czy ty też tak masz.

Właśnie o to chodzi.

Chciałaś więcej tych momentów, kiedy widzisz, jak tekst zmienia się pod twoim wpływem.

Powiedz, dlaczego rzuciłaś etat. Co się zadziało, że powiedziałaś „albo wóz, albo przewóz”?

Kiedy próbowałam połączyć etat z działalnością redakcyjną i korektorską, to zarządzanie czasem stało się coraz trudniejsze. Za długo siedziałam po godzinach. Byłam jedną nogą w bibliotece, a drugą w korekcie i redakcji i już mnie korciło, żeby zająć się nimi w pełnym wymiarze czasowym.

Dotarłam do takiego etapu, gdy powiedziałam sobie, że to już, że na co ja czekam. Nie ukrywam, że dużo pomogła też psychoterapia. To było bardzo motywujące. Moja psychoterapeutka bardzo mnie wspierała i przekonała mnie, że mogę być przedsiębiorczynią i zarabiać na pełny etat na tym, co naprawdę lubię i w czym się chciałabym rozwijać. To sprawiło, że w końcu nabrałam odwagi. Strach był wciąż obecny, ale odwaga była większa.

Pięknie powiedziałaś. Być może było tak dlatego, że posmakowałaś już, jak to jest być korektorką i chciałaś tego więcej. Bardzo trudno jest to pogodzić z ośmiogodzinnym etatem. Nie każdy ma tyle sił, żeby poświęcić kolejny kawałek swojej doby na korektę.

Wiedziałam, że jeśli dalej będę tak robić, to szybko się wypalę i nie będę ani zadowolona z pracy w bibliotece, ani z pracy jako redaktorka. To był dla mnie wóz albo przewóz, no i postawiłam na siebie.

Uwierzyłaś, że ty też możesz być przedsiębiorczynią. Czy to wynikało z twojego doświadczenia, czy wyniosłaś to z domu rodzinnego?

Wszystko po trochu. Kiedy studiowałam edytorstwo, miałam przeświadczenie, że redaktorką to trzeba być tylko na etacie, najlepiej w wydawnictwie. Pamiętam, jak wmawiałam sobie, że byłoby to możliwe tylko wtedy, gdybym przeprowadziła się do Krakowa albo Warszawy, bo tam są wydawnictwa, a u mnie – czyli na Dolnym Śląsku – nie ma. To między innymi sprawiło, że tak długo czekałam na zajęcie się redakcją i korektą. Ale musiałam się też przekonać, że redakcja to nie tylko praca na etacie, to nie tylko współpraca z wydawnictwami. Więc po pierwsze – takie miałam przeświadczenia.

Po drugie – u mnie w rodzinie nie było żadnych przedsiębiorców, wszyscy byli raczej etatowcami. Mama miała epizod ze swoją działalnością, ale z różnych względów nie utrzymała się długo na rynku. Uważałam przez to, że biznes to coś ogromnego, że nie każdy się do tego nadaje – a już na pewno nie ja, bo ja nie mam w ogóle smykałki businesswoman. I nie muszę jej mieć, i to jest OK. Potem pomyślałam sobie: „No dobra, NIE MUSZĘ, ale MOGĘ mieć działalność” i pracowałam nad tym podczas psychoterapii. Biznes kojarzył mi się z ogarnianiem wielu spraw typu księgowość, kadry itp. Wydawało mi się, że tego nie udźwignę. No właśnie – tylko mi się wydawało.

Super, że pozwoliłaś sobie na sprawdzenie. Działalność zawsze można zawiesić lub zamknąć, ale w momencie, kiedy zaczynasz, dajesz sobie szansę.

Rozmyślałam: „Co może stać się najgorszego, jak mi nie wyjdzie?”. I okazuje się, że to „najgorsze” nie jest jakąś wielką tragedią i że wszystko tak naprawdę przetrwam.

Tak i to jest właśnie kolejna okazja, żeby zdobyć doświadczenie i sprawdzić się w działaniu. Uważam, że najgorszy jest stan zawieszenia, kiedy bardzo czegoś chcemy, ale tylko to sobie wizualizujemy, marzymy na ten temat, snujemy plany. Dopóki jest to tylko w naszej głowie i nie podejmiemy konkretnych kroków, to nic się samo nie wydarzy. Świetnie, że to przepracowałaś, że skorzystałaś z pomocy i dotarłaś do momentu, kiedy postanowiłaś pójść na całość. Ty naprawdę skoczyłaś na głęboką wodę.

Pamiętam, jak się poznałyśmy. Ogłosiłam konkurs, w którym można było wygrać wejściówkę na warsztaty interpunkcyjne. Urzekł mnie wtedy twój e-mail – napisałaś w zgłoszeniu, że już za chwilę zamierzasz założyć działalność, dlatego jesteś bardzo chętna na różne rozwojowe projekty. Pisałaś, że ta „chwila” trwa już trochę czasu.

Dziś jesteś już w innym momencie – we wrześniu założyłaś swoją działalność, dołączyłaś też do Słownej Agentki, czyli do mojego programu mentoringowego. W momencie kiedy zaczynałaś przygodę z własną działalnością, na pewno miałaś różne wydatki. Powiedz mi, co sprawiło, że dołączyłaś jednak do tej pierwszej edycji i wskoczyłaś na pokład właśnie wtedy, kiedy zaczynałaś nowy, duży etap w życiu.

To był dla mnie bardzo trudny czas – pamiętam, że wysyłałam wtedy mnóstwo zgłoszeń, szukałam zleceń i klientów i było trudno. Trudno było przetrwać to, że wysyła się multum zgłoszeń, a odpowiedzi nie przychodzą. Więc żeby zapełnić jakoś ten czas i wykorzystać go rozwojowo, zdecydowałam się na Słowną Agentkę. Przyznam się, że nie miałam jakiejś większej poduszki finansowej, dlatego jestem wdzięczna mojej rodzinie. Wszyscy widzieli, w jakiej jestem sytuacji i że chcę się rozwijać w zakresie redakcji i korekty, więc sprezentowali mi fundusze na Słowną Agentkę.

Pamiętam, że to było wtedy, kiedy udostępniłaś informację o ostatnich miejscach.

Tak, pamiętam, że wskoczyłaś na końcu.

Pomyślałam wtedy: „Wow, to na pewno miejsce dla mnie”. 🙂

Wspominałaś, że nie miałaś poduszki finansowej, więc naprawdę poszłaś na całość. Czy znasz książkę „Jedna rzecz” autorstwa Gary’ego Kellera i Jaya Papasana? Bardzo zgadzam się z tym, co napisali – albo robimy coś na 100%, albo nie oczekujemy spektakularnych efektów. Ty zaryzykowałaś i z pomocą rodziny dołączyłaś do Słownej Agentki.

Czy w momencie, kiedy zaczynałaś, zdobyłaś już stałych lub powracających klientów? Wypracowałaś skuteczny sposób docierania do nowych osób? Czy przed założeniem działalności, miałaś płatne współprace? A może korzystałaś z działalności nierejestrowej?

Korzystałam z działalności nierejestrowej, ale wiedziałam, że to nie jest rozwojowe, bo ogranicza. Mam na myśli limity dochodów, przez które nie mogłam brać więcej zleceń. Byłam już wtedy na takim etapie, że mogłam się spodziewać jakiś wpływów na konto, chociaż wiedziałam, że na początku na pewno nie będą duże. Nie miałam też zapewnionych klientów na kilka miesięcy do przodu, bo po ośmiu godzinach pracy na etacie nie miałam czasu, aby wystarczająco zaangażować się w ich szukanie. Dopiero kiedy opuściłam miejsce pracy, zaczęłam wszystko sobie organizować. Nie miałam poduszki finansowej na pół roku do przodu. Z oszczędności korzystałam przez dwa miesiące, które okazały się najtrudniejsze.

Jak w takim razie przetrwałaś ten okres? Mówisz, że dopiero po opuszczeniu etatu miałaś 100% czasu na rozwój swojego biznesu i marki.

Ja naprawdę poświęciłam na to 100% czasu. Nie od razu przyszły efekty, musiałam na to poczekać, ale jak już zjawili się klienci, to z przytupem. 🙂

Jak to się stało? Mówiłaś, że przez dwa miesiące byłaś w zawieszeniu. Czy to znaczy, że te ziarenka rozsypane pierwszego dnia przyniosły efekty po dwóch miesiącach?

Warto czekać, bo kilku klientów odezwało się po paru miesiącach od wysłania mojego e-maila. Tak że odradzam sprawdzanie co chwilę skrzynki odbiorczej: „O, może ten odpisał, a może ta odpisała”. Też chciałam efektów i odpowiedzi na już, ale przeczekałam te kilka tygodni i zaczęły pojawiać się odpowiedzi, np.: „Parę tygodni temu zgłaszała się pani jako korektorka. Akurat nasz korektor nie może, może pani ma czas?”.

Pamiętam, jak w czasie jednego z gorszych dni stwierdziłam: „No już nic nie wskóram, po prostu wyłączam komputer i wychodzę z domu”. Poszłam wtedy na Ślężę, w góry. Wróciłam wieczorem, włączyłam skrzynkę odbiorczą i czekały tam dwie oferty.

Może to banalne powiedzenie „Odpuść i wtedy przyjdzie”, ale u mnie się sprawdziło. Zgłosiłam się też do rekrutacji do jednej firmy na LinkedInie i nie oczekiwałam, że coś z tego wyniknie. Ale to okazał się strzał w dziesiątkę. Pewnego dnia dostałam informację, że przechodzę do kolejnego etapu rekrutacji, potem do następnego. Po końcowej rozmowie online dowiedziałam się, że wygrałam rekrutację, w której wzięło udział 900 osób. Tego samego dnia dostałam też ofertę stałej współpracy w jednym z wydawnictw. Pomyślałam wtedy: „Jejku, jak to wypali, to jestem ustawiona”. Poczułam, że wreszcie coś się wydarzyło, że TO zrobiłam.

To nie stało się samo – ty aktywnie wysyłałaś maile, zgłosiłaś się do rekrutacji. Czy możesz powiedzieć troszkę więcej? Jakie stanowisko tam piastujesz?

Jestem korektorką w agencji marketingowej. Zanim teksty trafią do klienta, spoglądam na nie moim wnikliwym okiem.

Nawiążę do tego momentu, kiedy co chwilę sprawdzałaś skrzynkę i bardzo się tym męczyłaś. Kiedy tak zaglądamy co chwila, czy ktoś nam odpisał, to skupiamy się tak naprawdę na oczekiwaniu i braku. Twój przykład pokazuje, że trzeba już patrzeć w przyszłość.

Opowiedz coś więcej o współpracy z wydawnictwem – czy otrzymujesz stałe zlecenia?

Namawiam wszystkie początkujące korektorki do niepoddawania się i przypominania o sobie. Jeśli redaktor naczelny Ci nie odpisał, to mu się przypomnij. To są przecież zapracowani ludzie, którzy mają swoje codzienne obowiązki służbowe, a twój e-mail mógł po prostu gdzieś przepaść albo nawet trafić do spamu.

To było tak, że pani redaktor naczelna odezwała się do mnie po kilku tygodniach od mojego pierwszego e-maila. Zrobiłam próbkę korektorską i okazało się, że poszło mi na tyle dobrze, że od razu poprosiła mnie o pierwsze czytanie, a nie o samą korektę. Współpracuję teraz z nimi jako redaktorka, czyli tekst po mnie przechodzi jeszcze korektę. Oczywiście nawiązałam kontakt z autorkami książek, bo stwierdziłam, że skoro już dostałam zlecenia na redakcje tych książek, to dam z siebie 100%. Byłyśmy z tymi pisarkami cały czas w kontakcie, a one potem szepnęły słówko, że dobrze się ze mną współpracuje. I potoczyło się to tak, że mam już zapewnione zlecenia w wydawnictwie na cały przyszły rok.

To bardzo ważne, żeby dać z siebie wszystko, kiedy już otrzymasz zlecenie. Komunikacja jest w naszej pracy bardzo ważna – zajmujemy się tekstem, za którym stoi prawdziwy człowiek mający swoje uczucia. 

Dla którego napisanie książki jest często spełnieniem marzeń.

Czy w takim razie można podsumować, że najaktywniej docierałaś do klientów przez e-maila?

Tak.

Wiem, że masz swój fanpage na Facebooku. Czy przez social media również docierają do Ciebie klienci?

Tak, miałam kilku, którzy odezwali się przez Facebook czy Instagram. Ale chyba jestem jednak dość analogowa i skupiam się cały czas na mailach. Tak jakoś czuję – bliżej mi do tych maili niż do mediów społecznościowych. Wiem natomiast, że warto tam być i niekoniecznie musi to być prężnie działający kanał. Wystarczy mieć założone konto i być dostępną.

Tak, to też jest ważne. Czasami zanim klienci zdecydują się na powierzenie nam pracy, sprawdzają po prostu, kim jesteśmy, co publikujemy, jak się wypowiadamy, i dzięki temu bliżej nas poznają. Nie chodzi o to, aby nagle produkować content, wystarczy tam po prostu być, żeby się uwiarygodnić.

Trzeba też pozostać autentycznym – jeśli nie czuję się social media ninją, to nie będę tego robić. Będę docierać do klientów w inny sposób i pokazywać im, że warto ze mną współpracować.

Tak, to bardzo ważne, żeby nie dać się zwariować. Prowadzimy biznes online, ale nie musimy robić wszystkiego tak samo jak inne osoby w sieci. Musimy znaleźć to, co nas wyróżnia, co nas kręci, co lubimy robić. W zgodzie ze sobą – bo autentyczność jest bardzo ważna.

Masz ciekawą formę działalności – założyłaś start-up. Czy mogłabyś opowiedzieć o tym coś więcej?

Tak jak wspominałam, działalność nierejestrowa już mi nie wystarczała. Po zwolnieniu się z pracy na etacie, skończyło mi się ubezpieczenie. Wiedziałam, że muszę przejść na jakiś rodzaj działalności, bo nie wyobrażałam sobie funkcjonowania bez ubezpieczenia. Rozważałam albo jednoosobową działalność gospodarczą – co mnie jednak trochę wystraszyło – albo podpięcie się pod inkubator przedsiębiorczości. Dużo o tym czytałam, dużo o tym rozmawiałam, a wystarczyło po prostu pójść do ich biura, porozmawiać, podpisać papiery i tyle. Zajęło mi to jeden dzień. Nie wydarzyło się nic wyjątkowego – po prostu wróciłam do domu, usiadłam sobie i pomyślałam: „Założyłam start-up, fajnie”.

Nie otwarłaś nawet butelki szampana?

Nie, to był dzień jak co dzień. I bardzo dobrze, bo chociaż był to duży krok, to stał się gładkim i naturalnym przejściem do kolejnego etapu mojej działalności.

Pierwsze współprace nie wiązały się z żadną formą działalności. Na samym początku nie musiałaś więc zakładać ani działalności, ani start-upu. Zrobiłaś to dopiero, kiedy przyszedł właściwy moment. Opowiedz – bo być może nie wszyscy to wiedzą – jakie wsparcie otrzymujesz ze strony tego inkubatora.

Wszystko jest bardzo intuicyjne i proste. Każdego początkującego przedsiębiorcę zachęcam osobiście do skorzystania z takiej formy działalności. Inkubator daje wsparcie księgowe, kadrowe, prawne. Daje cały system do wystawiania faktur i osobowość prawną – czyli można te faktury wystawiać. No i zapewnia też ubezpieczenie.

Nie ma limitu przychodów tak jak w przypadku działalności nierejestrowej, więc możesz być w start-upie tak długo, jak potrzebujesz. Może się okazać, że po dwóch miesiącach przejdziesz na własną działalność i podziękujesz inkubatorowi, a może być tak, że to dla Ciebie dobra forma współpracy na dłużej. Jestem tam od września i od tamtej pory nie miałam żadnych problemów. Współpraca układa się bardzo dobrze, a moja koordynatorka cały czas jest dla mnie dostępna, kiedy jej potrzebuję.

To też jest ważne, aby wspomnieć, że inkubatory w różnych miastach mogą się od siebie różnić.

Tak, na rynku jest więcej inkubatorów przedsiębiorczości.

Wracając do tego, co dają – organizują różne szkolenia, np. z marketingu czy z pozyskiwania klientów. Wiem, że sporo młodych przedsiębiorców z tego korzysta.

Jeżeli wszystko będzie się układało tak jak do tej pory, to myślę, że w ciągu 2 miesięcy przejdę już na własną działalność.

Tego Ci życzę, bo tak jak powiedziałaś, inkubator jest tylko przystankiem na twojej drodze zawodowej.

Przystanek – to jest dobre określenie. 

Jeśli kogoś interesuje taka forma działalności, to najlepiej zadzwonić do konkretnego inkubatora lub udać się do niego z wizytą i wszystkiego się dowiedzieć.

Tak, i nie zastanawiać się za długo, nie szukać opinii nie wiadomo gdzie. Ja to załatwiłam w ciągu kilku godzin i wszystko naprawdę dobrze się układa. 

Wiem, czego będziesz życzyć sobie w przyszłym roku – założenia samodzielnej firmy. Masz już kalendarz wypełniony do końca roku dzięki pracy w wydawnictwie i agencji marketingowej. Powiedz zatem, ile godzin dziennie pracujesz?

No tu się przyznam, że 12 godzin. Zdarza się to nawet przez kilka dni z rzędu, ale spodziewałam się tego. Wiem, po co to robię i tłumaczę sobie, że początki biznesu po prostu tak wyglądają.

Tak, to prawda. Myślę, że wiele osób zdaje sobie sprawę albo przynajmniej przypuszcza, że ten wysiłek jest na początku konieczny.

To jest po prostu tak: nastaw się na działanie i codziennie coś rób. Może ja początkowo nie potrafiłam zorganizować sobie pracy, bo nigdy wcześniej nie pracowałam zdalnie, ale wiem, że od przyszłego roku, moja organizacja będzie wyglądała już trochę inaczej.

A jak zamierzasz to zmienić? Masz już doświadczenie i wiesz, co poszło nie tak – gdzie były więc wąskie gardła w twojej produktywności?

Przez kilka miesięcy zgłaszałam się do różnych zleceń, a jak potem się okazało, że wszystkie dostałam, to tak się cieszyłam, że przyjęłam wszystko. Zapełniła mi się cała doba. Teraz powoli przechodzę do etapu, kiedy nie muszę przyjmować wszystkich zleceń, tylko wybieram te, które chcę. Jak mi na przykład temat nie będzie pasował, to odezwę się do znajomej – na przykład do innej Słownej Agentki – i zaproponuję przejęcie zlecenia.

To też jest bardzo fajne – uwolnienie się od myśli, że musimy zajmować się wszystkim. Oprócz tego ważna jest wiedza, ile pracujesz, ile czasu zajmuje Ci opracowanie jednego arkusza wydawniczego i świadomość, że doba się nie rozciągnie. Praca, która Cię wykańcza, nie ma sensu.

Tak, szybko się wtedy wypalisz.

Doskonale rozumiem, jak to jest pracować po wiele godzin i co to znaczy nienormowany czas pracy. Jeżeli jednak wiesz, dlaczego to robisz, jeżeli sprawia Ci to radość i wiąże się z twoją misją i marzeniami, to warto. Trzeba jednak wyznaczyć sobie jakieś granice, żeby osiągnąć balans, bo wypalenie może nadejść niespodziewanie.

Jasne, że tak.

Haniu, czego mogłabym Ci życzyć w przyszłym roku?

Zdrowych oczu i dobrego fotela, bo jeszcze sobie nie kupiłam. A resztę ogarnę sama.

Super myśl – ogarnę sama. Zawsze znajdziesz sposób, żeby osiągnąć to, czego chcesz. Poza tym czasami możesz zmieniać decyzje. Jeżeli coś nie wyjdzie, to spróbujesz czegoś innego.

Co byś poradziła osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z korektą lub pracują gdzieś, gdzie nie do końca się spełniają? Czy jesteś zadowolona z tego, że wskoczyłaś na głęboką wodę i rzuciłaś ten etat?

Tak, ja jestem bardzo zadowolona i jestem z siebie bardzo dumna. Chciałabym, żeby jak najwięcej kobiet decydowało się na taki krok. To ty masz być szczęśliwa w swoim życiu, spełniona zawodowo i prywatnie. To ty będziesz sama ze sobą do końca życia, więc zaprojektuj je tak, żebyś była z niego zadowolona. Trzeba działać i robić, robić, robić. Trzeba dążyć do tego, żeby to nie trwało 10 lat tak jak u mnie. 🙂 Chociaż nawet jeśli tak będzie – każdy ma swoją drogę. Ale nie ustawaj w działaniu.

Mówiłaś też, że wiele rzeczy nauczyłaś się podczas pracy w bibliotece i księgarni. Później to wykorzystałaś, więc nie był to czas stracony. Z tego, co było, wynosimy doświadczenia, ale patrzymy w przyszłość. Pięknie powiedziałaś, że wszystko leży w naszych rękach, a poza tym: co najgorszego może się zdarzyć?

Najwyżej wrócisz na etat, ale będziesz mogła spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: „OK, zrobiłam to i jestem z siebie dumna”. I to jest piękne zdanie: „Jestem z siebie dumna, że to zrobiłam, że zostawiłam ten balast za sobą”.

Nie ma sukcesu z dnia na dzień, z nocy na noc, ale te ziarenka, które zasiałaś wcześniej, wydają teraz owoce.

Życzę Ci, Haniu, dobrych, zdrowych oczu, wygodnego fotela i dalej tego pięknego zapału do działania. Myślę, że jesteś cudowną inspiracją dla dziewczyn.

Gdzie można Cię znaleźć?

Jestem na Facebooku – Hanna Kwaśna redakcja i korekta, Instagramie – @kwasna.korektaLinkedInie. I jestem pod mailem.

Haniu, jeszcze raz wielkie dzięki za tę rozmowę. Gratuluję tego, co zrobiłaś.

Bardzo dziękuję.

Kartka

W Twojej głowie zakiełkowała już myśl o zostaniu korektorką i zastanawiasz się, czego do tego potrzebujesz?

„Słownik języka polskiego” i Word to nie wszystko.

Przygotowałam dla Ciebie prezent: e-book „15 narzędzi dla korektorki na start”, w którym opisuję przydatne programy wykorzystywane przez zawodowe korektorki (wszystkie przetestowałam i polecam!).

Kliknij grafikę poniżej i pobierz e-book za 0 zł – nie trać czasu na wielogodzinne przeszukiwanie internetu na własną rękę.

Checklista 15 narzędzi dla korektorki na start
Ewa Binda autorka artykułu
Rozmowę przeprowadziła

Ewa Binda

Zmiany to jedyna stała w naszym życiu zawodowym: byłam tłumaczką w fabryce, redaktorką na etacie i korektorką freelancerką. Dziś jestem edukatorką i mentorką.

Pokazuję swoim kursantkom, że praca jako korektorka to zmiana, której nie muszą się bać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *.

Tak, chcę otrzymać prezent!

.

Tak, chcę otrzymać prezent! Cokolwiek.

Tak, chcę otrzymać prezent!

.

Chcesz, żeby Twój tekst był zniewalająco obłędny?
Chętnie przygotuję dla ciebie ofertę.