Wersja do oglądania
Wersja do czytania
Ewa Binda: Moim gościem jest dzisiaj Agata Latawiec-Ławrowska, która wzięła udział w trzeciej edycji programu mentoringowego Słowna Agentka.
Agata, proszę Cię, abyś wróciła pamięcią do momentu, kiedy rozpoczęłaś poszukiwania czegoś nowego. Co takiego przyciągnęło Cię do korektorskiego świata i do Słownej Agentki?
Agata Latawiec-Ławrowska: O tym korektorskim świecie zaczęłam myśleć jakieś kilka miesięcy przed dołączeniem do Słownej Agentki. To były bardzo nieśmiałe myśli. Miałam dość swojej pracy na etacie, która – nie ukrywajmy – nie jest moim życiowym powołaniem, więc zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę lubię, co mogłabym robić, żeby sprawiało mi to choć tak trochę frajdy.
Oczywiście uwielbiam czytać i czytam w dużych ilościach, no i czasem drażnią mnie w książkach błędy i niedociągnięcia. Te przemyślenia były jeszcze wtedy w nieokreślonym kształcie, ale zgrały się z przyjaciółką, która wypatrzyła gdzieś reklamy – nie tylko Twoje, ale również konkurencji – dotyczące szkoleń z korekty i redakcji tekstów.
Zaczęłam się nimi interesować. Przejrzałam oferty, bo to nie było tak, że zobaczyłam Cię i od razu kupiłam kurs – o nie, zostałaś celowo i skrupulatnie wybrana.
W tamtym momencie dużym problemem były dla mnie finanse. Pamiętam, jak przyjechałam któregoś dnia do biura i poszłam zrobić sobie kawę. Patrzyłam, jak ta kawa leci z ekspresu, i myślałam, jaki nudny dzień czeka mnie w tym biurze. Znowu będę robiła rzeczy, które nie dają mi frajdy i które nie dają żadnego namacalnego efektu.
Wróciłam do biurka, zobaczyłam mem z Małą Mi i to on ostatecznie popchnął mnie do działania. Jego przekaz brzmiał mniej więcej tak: „Osiągnęłam już taki moment w życiu, że nie zastanawiam się, co się stanie. Zobaczymy, co będzie”. No więc zaryzykowałam i stwierdziłam, że najwyżej będę jadła suchy chleb i piła wodę. Zapisałam się na kurs. Po prostu uderzyła mnie ta codzienność w biurze i uznałam, że dość, że nawet jeżeli się nie przebranżowię całkowicie, to będę miała przynajmniej drugie zajęcie, które da mi frajdę i możliwość zarobienia dodatkowych pieniędzy. No i tak się spotkałyśmy.
Wcześniej użyłaś mocnego słowa: „powołanie”. Czułaś, że ówczesna praca nie była dla Ciebie powołaniem. Co Cię wołało? Co sprawiało Ci frajdę? Co byś jeszcze do tego dodała?
Nie chodzi tylko o to, że coś daje mi frajdę, ale też o to, że kiedy dostaję tekst, w którym są błędy, i go ulepszam, to od razu widzę efekt i czuję sens tego, co robię. Poprawiłam coś, czego nie dało się czytać, chociaż zawierało superopowieść i bardzo dobry, wartościowy przekaz. To mnie pociąga, że widzę różnicę po wykonanej przeze mnie pracy.
Moja praca na etacie w zamówieniach publicznych nie daje takich efektów. To znaczy może i przynosi efekty, ale znikome, bo są to głównie jakieś dziwne tabelki w Excelu. To do mnie nie przemawia ani mnie nie satysfakcjonuje.
Doskonale rozumiem Twoje odczucia w momencie, kiedy poprawiasz tekst i wyprowadzasz go na prostą. To podobnie jak z myciem okien – bardzo to lubię, bo od razu widzę efekt. To jest też cudowne w pracy nad tekstami.
Twoja wewnętrzna Mała Mi powiedziała Ci, że OK, nieważne, jak będzie, chcę spróbować i działać. A co sprawiło, że wybrałaś moją ofertę? Wspominałaś, że to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, tylko efekt przemyśleń.
Może to była miłość od pierwszego wejrzenia, tylko taka nieuświadomiona. Moja racjonalna część doszła do głosu i powiedziała, że trzeba się zastanowić, co będzie najlepszym wyborem, a nie iść tylko za głosem serca.
Przekonało mnie to, że Twój kurs, w przeciwieństwie do innych, zawierał część mentoringową. Miał mi dać nie tylko wiedzę o zasadach językowych i tym, jak się technicznie przeprowadza korektę i redakcję, ale również o tym, jak się zmotywować i jak działać jako korektorka.
Część kursu zawierająca elementy biznesowe i marketingowe była dla mnie wow, zwłaszcza że ja tego nie czuję. To znaczy – teraz już czuję bardziej. Wtedy to było to, co mnie najbardziej przerażało, bo o ile nie wszystkie zasady językowe były mi obce i uważałam, że nie najgorzej piszę, o tyle część biznesowa, marketingowa… Gdyby nie Twój kurs, to skończyłabym inny, znałabym tylko zasady pisowni i pewnie na tym bym skończyła.
Trzeba znaleźć równowagę pomiędzy kompetencjami stricte branżowymi i tym, że w większości przypadków działamy na zlecenie, czyli świadczymy usługi.
Pamiętam, że byłaś w parze z inną Agentką i pięknie się uzupełniałyście, bo ta druga osoba bardziej czuła marketing, strategię i biznes. Motywowałyście się nawzajem.
Nadal się motywujemy, mimo że jak na razie tylko ja dotarłam do końca kursu. To moja przyjaciółka, która kopie mnie w tyłek i wybija z głowy głupie myśli: „To się nie uda. Po co próbować?”.
Chciałam jeszcze porozmawiać z Tobą o obawach. Wspomniałaś, że była to dla Ciebie w tamtym czasie duża inwestycja, więc miałaś obiekcje finansowe. Jak poradziłaś sobie z tym wyzwaniem?
Wykonałam telefon do przyjaciółki. Tak, nie obyło się na samym początku bez małego wsparcia finansowego, czyli pożyczki. To był pierwszy krok, a potem jakoś poszło.
Zwracałam uwagę na to, na co wydaję pieniądze. Nie wszystko muszę w danym momencie mieć, ale nie jadłam tylko suchego chleba. Moja dieta w żaden sposób na tym nie ucierpiała, po prostu dałam radę. Uznałam, że jakoś to będzie.
Pracowałam na etacie, więc miałam stałe źródło dochodu. Wiedziałam, że nie ma ryzyka, że je stracę. Miałam pewność finansową, tylko może musiałam nieco obniżyć koszty życia – nie kupiłam sobie torebki, która bardzo mi się podobała. Ale wiem, że kupię ją sobie za jakiś czas, na przykład w nagrodę za ukończenie kolejnego kroku w kursie.
Świetnie, że znalazłaś rozwiązanie. Nie powiedziałaś sobie: „O kurczę, nie mam teraz pieniędzy”, tylko „Co mogę zrobić, żeby było mnie na to stać? Co mogę zrobić, żeby zainwestować tę kwotę i skorzystać z okazji, która się nadarza?”. Bo do Słownej Agentki można dołączyć tylko w określonych momentach w roku.
Co było dla Ciebie najbardziej wartościowe w programie?
Trudne pytanie, bo wszystko było wartościowe. Niektóre rzeczy, jeżeli chodzi o zasady językowe, mocno mnie uderzyły i zweryfikowały moje umiejętności. Okazywało się, że czasem pisałam coś źle i jednak nie jestem aż taka dobra w tym pisaniu.
Część językowa sprawiła mi największą frajdę. To było to, co lubię, i dowiadywałam się nowych rzeczy. Potem miałam długą przerwę, zanim przystąpiłam do części marketingowej, biznesowej. Gdyby jednak nie ta część, to nie zrobiłabym kroku w świat, nie powiedziałabym, że jestem korektorką ani nie założyłabym profilu na Facebooku – to na razie jedyne miejsce, gdzie można mnie znaleźć. Pomogło mi w tym zadanie egzaminacyjne polegające na pokazaniu swojego miejsca w internecie. To było dużym motywatorem, bo inaczej nie zdałabym egzaminu, więc to był świetny pomysł z Twojej strony.
Tak, to takie wypchnięcie do świata. Mogłaś zdecydować, że nie podchodzisz do egzaminu, ale postanowiłaś inaczej.
Na temat egzaminów krąży dużo mitów, że to coś okropnego. Jak Ty oceniasz egzamin ze Słownej Agentki?
Był dla mnie językową frajdą, tak samo jak przerabianie kroków merytorycznych w kursie. Oczywiście nie wiedziałam wszystkiego, dużo korzystałam ze słowników i innych źródeł, nawet gdy byłam czegoś pewna, tak na wszelki wypadek. No jednak egzamin to egzamin.
Część biznesowa i marketingowa była dla mnie bardzo dużym wyzwaniem. Zmęczyła mnie, nie będę ukrywała, ale cieszę się, że podołałam i tego nie porzuciłam. Ja muszę kończyć to, co zacznę, więc skoro zaczęłam kurs i ten kurs przewidywał egzamin, to ja po prostu musiałam go zdać. I udało mi się odesłać zadania egzaminacyjne w ustalonym przez siebie terminie.
Jesteś na dodatek w grupie osób, które zdały egzamin przed zakończeniem rocznego programu, więc pokazujesz, że to możliwe.
Które elementy Słownej Agentki dostarczyły Ci najwięcej pozytywnych emocji? Wspominałaś o części językowej – czy było tam coś szczególnego?
W części językowej chyba najbardziej lubiłam sprawdzać się na koniec każdej Misji – wypełniać quizy i ćwiczenia. Wszystkie części mi się podobały, bo wszystkie poszerzyły mi wiedzę. Najwięcej nowości wyniosłam z Misji #Składni, nie będę ukrywała. Rozkładała mnie na łopatki.
Najważniejsze było to, że uświadomiłaś mi coś, czego nie byłam świadoma, zaczynając kurs: nie muszę mieć wszystkich zasad w małym palcu. Muszę za to czuć i podejrzewać, gdzie może być błąd, i wiedzieć, gdzie go sprawdzić. To znaczyło dla mnie bardzo dużo i było super. Pokazywałaś, jak dochodzić do rozwiązania danego problemu.
Trzeba umieć rozwiązywać problemy, a niekoniecznie mieć wszystko w głowie. Oczywiście bardzo dużo zasad pamiętam, ale zdarzają się jakieś mniej popularne czy rzadziej używane zapisy, które dla pewności sprawdzam, czy to w słowniku, czy w Twoich materiałach, które są przecudowne.
Chodzi o to, żebyśmy wiedziały, gdzie znaleźć odpowiedź, jak szukać, jakie słowo kluczowe wpisać w poradni językowej, żeby nasza samodzielność była na jak najwyższym poziomie.
Przeszukiwanie poradni przećwiczyłam bardzo dobrze, bo jestem dociekliwa i zawsze musiałam zgłębić daną kwestię z każdej strony.
Jesteś osobą bardzo świadomą, dociekliwą i sumienną, zadawałaś wnikliwe pytania w ramach sesji mentoringowych. Wykazałaś się dużym zaangażowaniem.
Powiedz, co Ci dał udział w Słownej Agentce.
Dużo mi dał, ale najwięcej zmienił w nastawieniu, nie w wiedzy językowej. Największym krokiem było zyskanie pewności, że jestem korektorką, dobrą korektorką, i mogę to pokazać światu. Mogę zacząć pracować jako korektorka.
Ten kurs dał mi odwagę. Przychodziła z czasem. Gdy dołączałam we wrześniu 2023 r., to przerażał mnie ogrom lekcji. Myślałam: jak ja to wszystko zrobię? A teraz, latem 2024 r., śmieję się z tamtej siebie. Zdałam już egzamin i już nie mam wymówki, żeby nie wychodzić do ludzi i nie działać.
Super było też to, że pokazałaś, jak szukać klientów, jak do nich docierać. Dla mnie to było zupełna nowość. Nie mówiłaś ogólnikowo, tylko konkretnie, podawałaś przykłady: można zajrzeć tutaj, żeby zrobić to. To mi dużo dało. Dzięki temu potrafię teraz wejść w odpowiednie miejsce w sieci, przejrzeć ogłoszenia i nawet odważyć się na odpowiedź.
Tak, od tego zawsze się zaczyna – odwaga, pewność siebie. Uważam, że tofundament, bo od tego trzeba zacząć, żeby podjąć decyzję, że ta kawa w biurze nie wystarcza, nie chcę już więcej tego robić, chcę czegoś innego. To jest ten pierwszy moment.
Potem dochodzi kwestia tego, żeby wytrwać i zdobywać kompetencje. Do tego jest potrzebne odpowiednie nastawienie.
Egzamin masz już odfajkowany. Nie mówię, że już wszystko wiesz, wyjeżdżasz na plażę i leżysz pod palemką. Teraz czeka Cię mocniejsze wyjście na rynek, ale wiesz, że masz potrzebne kompetencje. Jestem o Ciebie spokojna.
Wspominałaś o sobie z września 2023 r., kiedy zobaczyłaś ogrom tego, co Cię czeka, i pojawiło się słowo „czas”. Bo Słowna Agentka trwa 12 miesięcy, oczywiście z różnym poziomem mojego wsparcia, z różną intensywnością. Jest to jednak długo.
Jak Ty z perspektywy osoby, która uczestniczyła w tym procesie, oceniasz taką długość programu? Dla niektórych może to być blokada pod tytułem „Ojejku, ja nie dam rady przez rok zajmować się zadaniami. Ja chcę mieć to w 2 miesiące – i koniec”.
Czy rok to długo? Wydaje mi się, że nie, bo taki czas daje możliwość pracy w swoim tempie. Dla mnie to w ogóle była świetna perspektywa czasowa, bo pracuję na etacie. No, nie ukrywajmy, nie mogłam poświęcić tyle czasu, ile bym chciała, i to wiązało się nie tylko z pracą i dojazdem – zmęczenie też robiło swoje. Tak więc mogłam to sobie dawkować, mogłam zrobić przerwę pomiędzy częścią językową a biznesową i marketingową.
I to pomagało w lepszym utrwaleniu wiedzy. To nie było takie: już zaraz się nauczę i nie wiadomo, czy za chwilę będę pamiętała. Zresztą zakres kursu jest tak duży, że uważam, że nie dałabym rady zrobić go w 2–4 miesiące. Nawet teraz, po egzaminie, nie dokończyłam wszystkich kroków – zostało mi kilka tekstów do korekty i jeden krok z części biznesowej. Uznałam, że mam na niego jeszcze chwilę, bo dotyczy działania, kiedy ma się już zlecenia i trzeba je wszystkie ogarnąć.
Tak że potrzebny jest czas.
No właśnie, bo chodzi o to, co dokładnie jest zawarte w tym programie, w tym procesie. To nie coś takiego, co można zrobić w ciągu 2, 3 miesięcy. Kryje się tam obfitość różnych rzeczy.
Jak byś zakończyła zdanie: „Słowna Agentka to…”?
W moim życiu to duża zmiana na plus. Nie tylko w kwestii samej korekty czy redakcji. Ten kurs pokazał mi, że potrafię, że mogę coś zmienić w swoim życiu, że nie muszę płynąć z prądem. Mam wpływ na to, co się dzieje w moim życiu.
To jest piękne: „Mam wpływ. Jestem kobietą sprawczą, która nie musi patrzeć na tę kawę w biurze – może postawić sobie kubeczek przy innym ekspresie”.
Fajnie, że masz na to plan i jesteś świadoma, że pewne rzeczy wymagają czasu i to nie jest tak, że nagle wszystko się samo rozwiąże. To ważny aspekt samodzielnego działania. I dochodzimy do punktu, o którym mówiłyśmy na wstępie, jakim jest odwaga i świadomość, że robisz naprawdę dobrą robotę. Masz już to, a to fundament.
Powiedz, Agata, gdzie można Cię znaleźć.
Na razie mam profil na Facebooku pod moim imieniem i nazwiskiem Agata Latawiec-Ławrowska.
Zapraszamy wszystkie osoby, które chcą obserwować Twoje dalsze działania. Życzę Ci, żebyś po kolei zaliczała wszystkie punkty na swojej trasie, a jednocześnie żeby ta droga dawała Ci dużo frajdy i zaspokajała potrzeby robienia czegoś sensownego, co daje szybkie efekty. I żeby Twoje powołanie się realizowało.
Wiesz już, że dla korektorki kwestie dotyczące mentalności i prowadzenia biznesu są nie mniej ważne od poprawnie postawionego przecinka.
Ciekawi Cię, jak przedstawiam je w Słownej Agentce?
Kliknij poniższą grafikę i sprawdź, co wyjątkowego znajdziesz w moim programie.