Wersja do oglądania
Wersja do czytania
Ewa Binda: Jest dziś ze mną Izabela Smug – dziewczyna, która bierze udział w czwartej edycji programu mentoringowego Słowna Agentka i prowadzi markę Tekstove Love.
To dość wyjątkowa sytuacja, bo kiedy się spotykamy, Twoja podróż w Słownej Agentce trwa od niedawna – rozpoczęła się raptem cztery miesiące temu.
Co skłoniło Cię do poszukiwania programu przygotowującego do wykonywania profesjonalnej redakcji i korekty?
Izabela Smug: Na początku roku byłam w takim miejscu życia, że szukałam własnej drogi; szukałam czegoś, w czym będę się spełniać i co jest zgodne z moimi naturalnymi predyspozycjami.
Odkąd pamiętam, moje życie kręciło się wokół książek, pisania i czytania. To był krąg moich zainteresowań; zawsze czułam się typową humanistką.
Później w różnych miejscach pracy i gdziekolwiek się uczyłam, zawsze wszyscy przychodzili do mnie z prośbami: „Iza, popraw mi maila, napisz to, zredaguj poprawnie, zanim wyślę. Pomóż”.
Zawsze mnóstwo czytałam, już od czasów wczesnej podstawówki. Potrafiłam zarywać noce, żeby czytać książki, i w tym obszarze zawsze czułam się najlepiej, ale robiłam w życiu różne inne rzeczy.
I przyszedł taki moment, kiedy zaczęłam się zastanawiać nad tym, co tak naprawdę chciałabym robić – żeby dawało mi to satysfakcję i spełnienie.
W którymś momencie – chyba podczas przeglądania strony redakcyjnej książki – uświadomiłam sobie, że są osoby wykonujące redakcję i korektę. Pomyślałam, że chciałabym iść tą drogą, i zaczęłam się rozglądać za sposobem, którym pomoże mi dojść do momentu, żeby się tym zająć.
Piękna wizja: zobaczyłaś stronę redakcyjną i oczami wyobraźni widziałaś tam swoje imię i nazwisko.
Pamiętasz swoje obawy przed dołączeniem do Słownej Agentki?
Zawsze są jakieś obawy. Zastanawiałam się, czy to mi pomoże, czy mi się uda, czy to ma sens. Czy ten konkretny program sprawi, że rzeczywiście pójdę tą ścieżką? Czy nauczę się tego, co jest najbardziej przydatne? Czy będę potrafiła docierać do klientów? Czy ten zawód jest potrzebny?
Oczywiście, było dużo obaw. To była burza mózgu różnych za i przeciw. Z jednej strony fajne myśli, które pchały mnie do przodu, a z drugiej strony pytanie: „No ale jak to będzie?”.
Z jednej strony coś, co Cię ciągnie – wizja przyszłości, w której jesteś korektorką i pomagasz autorom z książkami. A z drugiej – mnóstwo obaw.
Przypominam sobie, jak wymieniałyśmy się mailami, zanim dołączyłaś. Pamiętam, że Twoje główne obawy dotyczyły sztucznej inteligencji.
Usłyszałam taką opinię, gdy podzieliłam się z kimś swoim pomysłem: „Przecież jest sztuczna inteligencja, więc czy redaktorki i korektorki w ogóle są potrzebne?”. Zaczęłam szukać informacji na ten temat i kiedy korespondowałam z Tobą, to też poruszyłam tę kwestię.
To ciekawe, że często słyszymy ze swojego otoczenia różne głosy od osób, które nie do końca wiedzą, jak to jest naprawdę.
Cieszę się, że jednak w to poszłaś, bo bardzo szybko podjęłaś działania i zobaczyłaś rezultaty. Powiedz, co sprawiło, że wybrałaś Słowną Agentkę.
W dużej mierze była to intuicja. Kiedy już zaczęłam przeglądać oferty, to pojawiały mi się różne, bo tak działa internet. Tak samo jak wtedy, gdy oglądamy sukienki – potem wszędzie się nam pokazują.
Na początku zauważyłam jeden kurs. Niby miałam ochotę do niego dołączyć, ale blokowało mnie to, że zrobię tam te kilkanaście zadań i dostanę certyfikat. Zastanawiałam się, czy ten certyfikat będzie o czymś tak naprawdę świadczył. Czy po kilkunastu zadaniach będę miała taką wiedzę, jaką powinnam? A wtedy patrzyłam na to tylko pod kątem samej korekty i redakcji.
Nie patrzyłam szerzej – że chodzi nie tylko o język, ale o to, czy umiemy poprawiać, o program Word czy o inne narzędzia. A przecież chodzi też o całokształt procesu wydawniczego, o szersze spojrzenie na ten kontekst.
I to mnie blokowało. Kilkanaście jakichś tam zadań, kilkanaście tygodni i dostaje się certyfikat. I w ogóle to jeszcze możesz sobie te teksty, które wykonałaś w czasie kursu, wrzucić do portfolio. Wymieniłam trochę maili z organizatorami, ale nie do końca mnie to przekonywało.
Później znalazłam jeszcze inne oferty, bardziej zbliżone do Twojej, ale wciąż nie byłam pewna. Oglądałam nagrania, wymieniałam maile, ale jakoś ta korespondencja mnie nie przekonała.
Natomiast to, jak my na początku wymieniałyśmy wiadomości, uwaga, którą mi poświęciłaś, i sposób, w jaki mi wszystko tłumaczyłaś, były dla mnie ważne.
Twojego programu nie nazwałabym kursem, bo to jest dużo więcej.
Poza tym oglądałam Twoje nagrania – biła od Ciebie taka dobra energia, że czułam, że to jest to flow, które możemy złapać. Później przesłałaś mi graficzną ofertę kursu, gdzie pokazałaś, co zawiera każdy etap. Zobaczyłam wtedy, co w tym pakiecie jest, ile tych wszystkich sesji, ile tych materiałów, jak to będzie wyglądać. I to mnie przekonało. Spowodowało, że pomyślałam: może to ma sens.
Powiedziałaś o bardzo wielu ciekawych kwestiach. Zaczęłaś od intuicji – poczułaś ze mną zbieżność energetyczną. Przecież to ważne, gdy mamy spędzić ze sobą dosyć blisko cały rok, prawda?
Mimo że nie wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym, to Ty jesteś po drugiej stronie, np. oglądasz nagrania, w których biorę udział i w których przeprowadzam Cię przez ten proces. To naprawdę coś bliskiego. Poza tym są też sesje na żywo.
I jeszcze bardzo ważna rzecz dotycząca certyfikatu ukończenia mojego programu. Dla mnie ten certyfikat stanowi dowód uzyskania naprawdę wysokich kompetencji. Dlatego jest kilkuetapowy – to znaczy, że dotyczy różnych dziedzin, bo w Słownej Agentce działamy na wielu płaszczyznach.
Chodzi o poprawność językową i edytorską, ale też o wychodzenie do klienta, o kwestie strategiczne związane chociażby z budowaniem marki osobistej. Kwestia nastawienia też jest bardzo mocno eksplorowana w programie. To nie jest jedna lekcja, gdzieś tam na koniec jeden webinar; jest to wplecione wszędzie. Jako prowadząca i mentorka staram się Was wspierać także coachingowo.
Nawet jeżeli masz certyfikat, wciąż pozostaje zasadnicze pytanie: Co za nim stoi? Czy tam są realne umiejętności, czy to tylko papierek. Życie bardzo szybko zweryfikuje faktyczne umiejętności.
Dla mnie najważniejsze jest to, że umiem zrobić redakcję i korektę, że potrafię poprowadzić autora – to dla mnie dużo cenniejsze niż to, czy mam certyfikat, czy nie, bo to są dwie odrębne kwestie.
Oczywiście, nie neguję certyfikatów. Może akurat któremuś klientowi będzie na nich zależeć, ale na pewno nie każdemu.
Powiedziałaś, że nie każdemu klientowi zależy na certyfikacie. Tak samo nie dla każdego istotne jest portfolio. Przecież każda z nas kiedyś zaczynała.
Jeszcze jedna myśl: czasami porównujemy coś, ale skupiamy się wyłącznie na cenie i nie patrzymy na to, co jest w środku, co stoi za ceną. A później, kiedy to my robimy oferty, paradoksalnie nie chcemy być oceniane przez pryzmat ceny, ale przez pryzmat wartości, jaką dajemy.
Powiedz zatem, co znalazłaś w środku Słownej Agentki.
Od początku poczułam się dobrze w naszej grupie. Kiedy włączyłam pierwszą lekcję, pomyślałam, że to będzie taki fajny wspólny spacer. Na samym początku opowiedziałaś, jak to będzie wyglądać, jak sobie wszystko układać, że są różne możliwości, że dużo zależy ode mnie i od tego, w jaki sposób będę korzystać ze wszystkich narzędzi.
Można było wygodnie poruszać się po platformie, wyciągać to, co potrzebne w danym momencie. Fajnymi momentami zawsze były i są nasze wspólne spotkania. Nawet jeśli akurat nie zadaję pytań, to zawsze z tych wszystkich rozmów i dyskusji wyciągnę coś dla siebie. Zawsze coś wartościowego zapamiętam – jakiś detal, który później okaże się bardzo przydatny w zleceniu.
Wiem, że skończyłaś polonistykę. W naszym zawodzie istnieje mit, że gdy jesteś po tych studiach, to niczego więcej nie potrzebujesz. Co sprawiło, że mimo swojego wykształcenia postanowiłaś zdobyć kompetencje w Słownej Agentce?
Gdy studiowałam kilkanaście lat temu polonistykę, nikt nie powiedział mi o takim zawodzie jak redaktor czy korektor. Nigdy nie patrzyłam pod tym kątem, za to wiedziałam, że nie chcę uczyć w szkole. Po prostu nie czułam do tego powołania. Jako specjalizację wybrałam komunikację medialną: uderzałam bardziej w dziennikarskie obszary.
Studiowałam z zamiłowania do książek, do języka, ale do końca nie wiedziałam, jaką drogą chcę pójść. Tam jest ogrom materiału, bo jest literatura, gramatyka, stylistyka, przerabiane przez pięć lat. Ale w pracy redaktora czy korektora nie wszystko jest potrzebne. Trzeba wyłuskać to, co najważniejsze, to, co nam potrzebne na co dzień.
Dlatego myślę, że warto się uczyć od kogoś, kto ma doświadczenie w zawodzie, w którym chcemy działać – jako redaktor, korektor, wydawca. To wszystko później fajnie się łączy.
Ja chciałam powtórzyć to, co najważniejsze, jeśli chodzi o wiedzę językową. Jasne, znałam zasady, ale potrzebowałam je sobie uporządkować. W Twoich materiałach, w misjach językowych, wszystko jest podane w bardzo fajny sposób. To bardzo przydatne i potrzebne nawet poloniście. Nawet polonista powinien nad sobą pracować, bo niektóre rzeczy umykają, a niektóre są szablonowe, np. uczymy się jakichś schematów, które czasami nie działają.
Mimo że skończyłam studia polonistyczne, czułam, że i tak muszę przygotować się do zawodu, jeśli chcę być redaktorką i korektorką. Studia to fajna baza, ale potrzebna mi była dodatkowa wiedza – właśnie językowa. Na studiach kładziono duży nacisk na literaturę, poezję, analizę wierszy, język fonetyczny, oczywiście była też gramatyka.
A w pracy redaktora i korektora bardzo ważne są np. interpunkcja, składnia i wyczucie najczęściej popełnianych błędów, których czasami nawet poloniści nie zauważają albo które są po prostu tak mocno zakorzenione w języku, że wydaje się nam, że coś jest OK.
Szukałam czegoś, co pomoże mi uporządkować wiedzę językową, głównie interpunkcyjną, żebym czuła się pewniej. Wiem, że w razie czego można poszukać odpowiedzi, bo nikt nie wie wszystkiego, nawet jeśli pracuje kilkanaście lat w zawodzie, ale ważne, że będę wiedziała, w którym momencie warto coś sprawdzić, upewnić się. Chodziło mi o tę pewność – żeby już się mniej zastanawiać.
Ta pewność siebie jest niesamowicie ważna, bo to od niej później zależy, czy masz odwagę wyjść do klienta i czy masz pewność co do swojej oferty.
Kompetencje, pewność i świadomość, że nie muszę mieć wszystkiego w głowie, ale wiem, gdzie wszystko sprawdzić. I wiem, dlaczego tak, a nie inaczej.
Niezwykłe w Twojej historii jest to, że bardzo szybko zaczęłaś wychodzić do świata – chyba pobiłaś rekord. 😉 Powiedz, jak to było. Kiedy pojawił się pierwszy klient?
Dodam jeszcze tylko, że to nie jest jakaś magia Słownej Agentki, ale może było w niej coś, co Cię popchnęło i stanowiło kopniak do działania.
Zdarzało mi się robić korekty dla znajomych, ale to nie było na takim profesjonalnym poziomie. Nie wiedziałam do końca, na czym polega bycie redaktorem z krwi i kości. Dlatego potrzebowałam Ciebie i Twojego programu. Gdzieś tam miałam bazę wcześniej, ale program pomógł mi rozwinąć skrzydła, uwierzyć w siebie. Dał mi takiego kopniaka do działania, że zaczęłam się uczyć tych językowych rzeczy i układać je sobie, przypominać. Dodatkowo dzięki Tobie szybko poznałam proces wydawniczy, bo udostępniłaś różne e-booki i niezbędniki i można było łatwo się z tym wszystkim zapoznać. Chyba po miesiącu miałam pierwsze zlecenie.
Pamiętam, jak rozpoczynałyśmy cykliczne spotkania na żywo i mówiłaś, że nie masz za bardzo czasu na Słowną Agentkę, bo masz już pracę. 😊 Stanowiłaś inspirację dla dziewczyn, mimo że mierzyłaś się z różnymi wyzwaniami i obawami.
Masz już swoją markę Tekstove Love. Do końca tego 12-miesięcznego programu zostało jeszcze trochę, ale powiedz, co się u Ciebie teraz dzieje.
Cały czas mam dużo na głowie jako redaktorka. Jestem w trakcie kilku fajnych współprac, a współpraca z pierwszym klientem się rozwinęła. Mam kolejne zlecenia, zarówno książkowe, jak i blogowe, i treści na stronę.
Nawiązałam też współpracę z agencją reklamową, wzięłam pod swojej skrzydła autorów, a z drugą agentką z tej edycji pomagamy w procesie wydania książki.
Czyli nawiązała się współpraca między Wami, agentkami?
Tak. Razem z agentką Magdą działamy szerzej, oferując naszym autorom redakcję, korektę, skład; mamy też w ofercie plan marketingowy. Pomagamy tworzyć posty na profile autorskie w mediach społecznościowych: oferujemy kilka postów na początek, żeby wspierać autorów w tej drodze. Debiutantów zachęcamy do tego, aby jeszcze przed premierą swojej książki prowadzili takie konta autorskie: zachęcali przyszłych czytelników, wstawiali fragmenty książki, zamieszczali informacje o tym, że tekst jest w redakcji.
Działamy dosyć szeroko: bierzemy pod uwagę nie tylko kwestie językowe, ale także opiekę nad autorem. I mamy dalsze plany. W tej chwili mam kilka redakcji w trakcie i umowę podpisaną na wrzesień.
Czyli nie masz czasu na Słowną Agentkę.
Mam mniej czasu, niż zakładałam, ale staram się to pogodzić, bo skorzystanie z tej wiedzy jest dla mnie bardzo ważne.
Bardzo mi się podoba element Waszej oferty zawierający aspekty marketingowe. I mam takie przemyślenie: kiedy komponujemy swoją ofertę jako korektorki, możemy wyjść daleko poza to, co jest standardowo uznawane za podstawowe, czyli poza korektę, redakcję, rewizję.
Jesteście przykładem tego, że można spotkać się z klientem w miejscu jego realnych potrzeb, więc możemy robić więcej, a co za tym idzie – dajemy większą wartość. Idą za tym zapewne inne stawki, bo to zupełnie inna jakość, inna wartość, inne rezultaty.
Gdybyś miała dać jedną wskazówkę dziewczynie, która być może jest w podobnym miejscu co Ty na początku – przed dołączeniem do Słownej Agentki – to co by to było?
Jeśli czujesz, że to dla Ciebie, i chciałabyś to robić, to nie warto się zastanawiać. Po pierwsze, lepiej żałować czegoś, co się zrobiło, niż czegoś, czego się nie zrobiło. Naprawdę ufajmy swojej intuicji – czujesz, że coś jest dla Ciebie, to próbuj, działaj. Moim zdaniem program, który Ewa stworzyła, jest do tego idealny.
Z jednej strony to eksperymenty, a z drugiej strony – jak powiedziałaś na początku – potrzebujemy wiedzieć, jak to wygląda w praktyce. Umiesz wyobrazić sobie takie próby, gdybyś starała się ogarnąć to na własną rękę?
Przede wszystkim zajęłoby mi to znacznie więcej czasu. W jednym miejscu zawarłaś tyle potrzebnych rzeczy – są lekcje nie tylko językowe, ale też o kwestiach wydawniczych, edytorskich. Są też lekcje mentoringowe, dotyczące uprzedzeń, przekonań, o tym, jak prowadzić biznes, jak zawierać umowy, jakie są formy działalności, jak założyć swoją markę, jak wychodzić do klientów.
To nie jest tylko kurs korekty czy redakcji, tylko program – a raczej „proces” – w którym dostajemy wszystkie przydatne narzędzia.
Dzięki temu jest dużo łatwiej, niż gdybyśmy mieli to ogarniać po kolei samemu i szukać, uczyć się, zastanawiać, pytać innych ludzi.
Bardzo podobają mi się słowa, że to proces – proces stawania się ekspertką, osobą pewną siebie, osobą, która ma odwagę, a ta odwaga wynika z konkretów.
Gdzie Cię można znaleźć na co dzień i z kim najchętniej współpracujesz?
Moja marka osobista to Tekstove Love Izabela Smug – zapraszam na profil na Facebooku. Są tam kontakty do mnie – mail i telefon. Uwielbiam rozmawiać z klientami; czasami robię konsultacje telefoniczne, żeby zaprezentować ofertę, i zawsze jest to bezpłatne. Chętnie poświęcam na to czas, bo po prostu lubię opiekować się autorem. Więc zadzwoń – pogadamy. Nawet jeśli Ci się nie spodoba, to może dowiesz się czegoś cennego.
Osobą, z którą współpracuję – chociaż już zaczynam budować kolejne kontakty – jest Magda. Zaczęłyśmy działać i budujemy wspólną ofertę. Profil Magdy też można znaleźć na Facebooku, pod postacią SwanCraft Creations. Zapraszamy.
Pokazałaś piękną rzecz: że klienci po drugiej stronie to prawdziwi ludzie. To nie żadne potwory. Oni naprawdę potrzebują naszej pomocy i to od nas zależy, jak im pomożemy i kiedy będziemy do tego gotowe.
Ty pokazałaś, że można być gotową bardzo szybko. Gratulacje i brawa dla Ciebie. Jesteś źródłem inspiracji dla innych dziewczyn. Trzymam kciuki za wszystkie kolejne działania, czy to solo, czy to w kooperacjach.